Pewnej jesieni w uzdrowisku [Empuzjon, Olga Tokarczuk]

Odniesień do innych dzieł literackich, jak to u Noblistki, jest tutaj sporo, dość wyliczyć  Żaby Arystofanesa, gdzie pojawiają się tytułowe empuzy, czyli zmiennokształtne kobiece demony, Czarodziejską górę Manna czy prozę Schulza. Ale Empuzjon to wszakże „horror przyrodoleczniczy”, więc i wszelka niesamowitość gra tu znaczącą rolę.

Zaczyna się jednak od tego, że do Sokołowska na Dolnym Śląsku leczyć się na gruźlicę przyjeżdża student inżynierii wodno-kanalizacyjnej ze Lwowa Mieczysław Wojnicz. Mamy rok 1913, jesień w pełni, w Pensjonacie dla Panów, gdzie zamieszka, spotyka wielce ciekawych współlokatorów (opisy podaję według prezentacji dramatis personae na samym początku opowieści): Longina Lukasa (katolika, tradycjonalistę, nauczyciela gimnazjalnego z Królewca), Augusta Augusta (socjalistę, humanistę, filologa klasycznego, pisarza z Wiednia), Waltera Frommera (teozofa i tajnego radcę z Breslau), Thilo von Hahna (studenta beaux-arts z Berlina, znawcę pejzażu) – oraz Wilhelma Opitza (właściciela Pensjonatu dla Panów w Görbersdorfie, czyli w Sokołowsku właśnie). W takim to zacnym towarzystwie przyjdzie mu spożywać posiłki, wędrować po okolicznych górach i lasach i prowadzić dysputy na wszelakie jakże ważkie tematy. Tu uwaga, bo skoro towarzystwo jest wyłącznie męskie, nie obejdzie się bez dysput o kobietach, przez litość dla czytelniczek i czytelników nie przytoczę żadnej, ponieważ roi się w nich od seksizmu i mizoginizmu. Na szczęście, jak czytamy w nocie autorskiej na końcu książki, Wszystkie mizoginistyczne poglądy na temat kobiet i ich miejsca w świecie są parafrazami tekstów następujących autorów – i tu długa, alfabetyczna lista nazwisk…

Jednak w miarę spokojny tryb uzdrowiskowego życia, wyznaczonego regularnością posiłków, spacerów i zabiegów, zakłóca niestety śmierć Klary Opitz, żony Wilhelma, właściciela pensjonatu. Chociaż on twierdzi, że to samobójstwo, Mieczysław ma ku temu poważne wątpliwości. Stara się nieco dowiedzieć o Klarze i potajemnie zakrada się do jej pokoju. Więcej nie zdradzę. Za to zwrócę uwagę na sposób narracji w powieści. Mamy tu z jednej strony klasycznego narratora wszechwiedzącego, który relacjonuje zdarzenia i stany duchowe bohaterów. Początek opowieści, czyli przyjazd Wojnicza do uzdrowiska, snuje w czasie teraźniejszym w pierwszej osobie liczby mnogiej, nieco później pojawia się czas przeszły, by w pewnych momentach znów powrócić do narracji poniekąd mnogiej, i to w formie żeńskiej.

[Wojnicz] Bardzo chciał włączyć się do arcyciekawej dyskusji o upadku Zachodu, w której prym wiedli Lukas i August, Frommer zaś puentował ich wypowiedzi kilkoma słowami, zawsze celnie. Ogarnęła go jednak słabość nieśmiałości, a na dodatek poczuł, że znowu ma gorączkę. Siedział więc tylko i wzdychał, przenosząc wzrok to na jednego, to na drugiego.
*
I teraz ich tu zostawimy, jak deliberują usadzeni wokół stołu przykrytego obrusem o złowróżbnym wzorze, zostawimy ich, żeby opuścić dom przez komin albo przez szpary między dachówkami z łupku – i spojrzeć z dalej, z wyżej. Oto zaczęło padać, małymi kroplami deszcz spływa po dachu i powstają z tego przejrzyste, lśniące koronki; oto te krople skapują na ziemię, drażnią ją, powodują swędzenie, żłobią małe zagłębienia, potem zbierają się z wahaniem w małe strumyczki i szukają drogi między kamieniami, pod kępą trawy, obok korzenia, a następnie po ścieżce, którą wydeptały cierpliwe zwierzęta.
Ale wrócimy [s. 60–61].

Wraz z rozwojem akcji powoli domyślamy się, kim jest owa mnoga narratorka, jaką skrywa tajemnicę. Bo i nosicielem tajemnicy jest sam Mieczysław Wojnicz. Poznajemy stopniowo jego historię rodzinną, a zdrobniałe imię Mieczyś, które nadał mu ojciec, wyjaśnia pewną delikatność, nieśmiałość i lękliwość młodzieńca. To zawstydzenie ma swoje poważne i skrywane powody, nawet doktor Semperweiß (lekarz psychoanalizujący z Waldenburga, czyli Wałbrzycha), u którego co jakiś czas musi się na wizytach stawiać każdy pacjent, poznaje je dopiero pod koniec książki. A wraz z nim i same czytelniczki oraz czytelnicy, choć podejrzewam, że te wnikliwsze i ci wnikliwsi znacznie szybciej wpadną na rozwiązanie zagadki niźli uczony doktor.

Nie zamierzam tu roztrząsać sprawy, czy Empuzjon jest czy nie jest dla idiotów oraz czy wolą Noblistki jest, by jej książka (jak i cała twórczość) trafiała pod strzechy. Pod moją strzechę trafiła – i bardzo dobrze, bo choć lektura perypetii Mieczysia, mimo niezbyt opasłej objętości książki, zajęła mi czas jakiś, to nie bez przyjemności po nią sięgnęłam. Czego i Państwu życzę, tym bardziej że, jak czytamy w notce redakcyjnej, zamieszczone w książce pocztówki, znaczki i inne materiały graficzne dotyczą Görbersdorfu (dzisiejszego Sokołowska) i jego okolic z początku XX wieku, i pochodzą z archiwum autorki. Możemy nawet spojrzeć na znaczek pocztowy, który Mieczyś nakleił na pocztówce do ojca…

Autor: Olga Tokarczuk
Tytuł: Empuzjon
Wydawnictwo: Literackie
Data: 2022

Opublikowane przez Aleksandra Joanna Małgorzata

Czytanie wyssane z mlekiem matki? Możliwe, i mam jedynie nadzieję, że przeniesie się w genach na kolejne pokolenie.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: