Jak ojciec z córką [Nakurwiam zen, Maria Peszek]

Rozmowa dwojga bliskich sobie ludzi, obojga spełnionych artystów, zilustrowana zdjęciami z domowego archiwum rodziny. Zdawać by się mogło, że to czytelniczy przepis na sukces. A jednak ta lektura pozostawia po sobie jakiś mrok.

Ciekawa byłam tego pokoleniowego dialogu, więc niepomna ostrzeżenia umieszczonego na początku, że Ta książka może zranić twoje uczucia. Jeśli nie chcesz, nie czytaj – przeczytałam. Zaiste, rozmowa Marii Peszek z jej tatą Janem toczy się bez żadnego tabu i owijania w bawełnę: rozmawiają i o trudach życia artysty (oraz artystki), blaskach i cieniach tego zawodu, rodzicielstwie, byciu córką znanego aktora, i o tym wszystkim, co aktualnie dzieje się wokół nas. Zdecydowanie nie dla wrażliwych uszu to pozycja, bo grube słowa padają co chwila. Patrząc z nieartystycznego punktu widzenia, ogromnie mi szkoda, że ktoś miał takie niełatwe dzieciństwo: nie dość, że w czasach braków i niedoborów, to i zanurzone w lęku o rodzinę, o czym Maria otwarcie Janowi mówi. 

Z drugiej jednak strony relacja córki i ojca jest naprawdę partnerska, nie ma wyrzucania sobie zaszłości i wzajemnych pretensji, psychoanalizowania przeszłości i dokonanych wyborów. Są za to czułość, miłość, bliskość i troska. Są podziw oraz ogromny szacunek dla osiągnięć artystycznych. To na pewno wartość tej rozmowy, a raczej rozmów, które odbyły się w latach 2017–2019. Ich punktem wyjścia został… zawał Jana Peszka, który miał miejsce w Boże Narodzenie, a pięć dni później odbyła się pierwsza rozmowa do książki Marii. Kończy się zaś ten dialog prośbą Marii, czy po śmierci Jana będzie mogła przejąć i grać jego Scenariusz dla nieistniejącego lecz możliwego aktora instrumentalnego, monodram napisany przez Bogusława Schaeffera w 1963 r. specjalnie dla Jana Peszka i grany przez niego do tej pory. Dla Jana to wzruszająca i ważna prośba.

Rozmowy przetykane są wspomnieniami Marii o różnych wydarzeniach z rodzinno-artystycznego życia Peszków. Takich jak np. to o czesaniu przez Jana córki do szkoły, które mnie ujęło właśnie swoją czułością:

Nie zawsze było tak, że Jan był sławny. Kiedy byłam mała, był nikim i nikt go nie chciał. Byłam szczęśliwa. Robił mi śniadania w naszej kuchni na Traktorowej 1a. Kromki chleba z miodem kroił w kwadraciki, takie na jednego gryza. Mieszkaliśmy wtedy w Łodzi w bloku na Teofilowie. Wyprawiał mnie do szkoły; byłam w pierwszej klasie. Ubierał mnie i czesał.
Nie umiał pleść warkoczy, więc tamtego dnia zrobił mi kucyki. Lewy był tam, gdzie powinien, ale prawy wyszedł na czole. Przeczesywał parę razy, ale ciągle wychodziło tak samo. Obydwoje mieliśmy łzy w oczach. Pomięte wstążki, podrażniona skóra, czas się kończył. „Symetria jest pięknem idiotów”, nie wytrzymał w końcu tata. I uratował ten dzień. I uratował mnie. Z kucykiem na czole poszłam w świat [s. 242].

Na drugim biegunie są trudne historie alkoholowe Jana, niedostatki ich codziennego życia rodziny, wspomnienia z trudnego dzieciństwa Jana i powracające pytanie Marii, skąd on czerpie siłę m.in. do codziennego wstawania z łóżka i mierzenia się ze światem. Jan nie daje na to jasnej i konkretnej odpowiedzi. Podpowiedzią za to może być tytuł książki, zaczerpnięty z rapu Marii, powstałego w ramach #hot16challenge2 (czy ktoś to jeszcze pamięta?) – wykonują go z Janem, siedząc w saunie, a słowa lecą tak:

Wszyscy w zakręcie wszyscy w zakręcie
od Tatr do Bałtyku od Zako po Hel
kraj pod napięciem co z nami będzie
zasięg się zrywa kończy się tlen (…)
nie ma już nic skończył się tlen
nakurwiam zen nakurwiam zen
nakurwiam zen nakurwiam zen

Szkoda również, że nie każdemu było dane przeprowadzić taką rozmowę z bliskimi – dlatego, mimo wszystko, warto zajrzeć do tego spotkania Peszków, pamiętając jednakowoż o ostrzeżeniu na temat ranienia uczuć. A w wersji audiobookowej Maria i Jan czytają tę rozmowę niemal jak scenariusz przedstawienia…

Autor: Maria Peszek
Tytuł: Nakurwiam zen
Wydawnictwo: Marginesy
Data: 2022

Tajne komplety w świetle reflektorów [Lekcje chemii, Bonnie Garmus]

Bonnie Garmus w Lekcjach chemii pokazuje całe pokolenie straconych kobiet, które były latami przekonywanie, że ich powołaniem jest rodzenie naczyń i mycie dzieci. Nawet jeśli pragnęły dla siebie czegoś zupełnie innego.

Daw­no temu, w roku 1961, kie­dy ko­bie­ty cho­dzi­ły w szmi­zjer­kach, za­pi­sy­wa­ły się do klu­bów ogrod­ni­czych i bez skru­pu­łów wo­zi­ły całe rze­sze dzie­ci sa­mo­cho­da­mi bez pa­sów bez­pie­cze­ństwa; na dłu­go przed tym, za­nim ko­mu­kol­wiek przy­szło­by do gło­wy, że za­no­si się na ja­kiś „ruch lat sze­śćdzie­si­ątych”, a tym bar­dziej że jego uczest­ni­cy i uczest­nicz­ki spędzą ko­lej­ne sze­śćdzie­si­ąt lat na spi­sy­wa­niu jego kro­nik; kie­dy woj­ny świa­to­we prze­szły do hi­sto­rii, woj­ny taj­nych słu­żb do­pie­ro się roz­po­częły, a lu­dzie za­czy­na­li my­śleć po no­we­mu i wie­rzyć, że wszyst­ko jest mo­żli­we, trzy­dzie­sto­let­nia mat­ka Ma­de­li­ne Zott co dzień rano bu­dzi­ła się tuż przed świ­tem pew­na jed­ne­go: jej ży­cie do­bie­gło ko­ńca (s.7).

Elizabeth miała być chemiczką, ale w świecie mężczyzn jest tylko jedna rola dla kobiety i nie jest nią rola naukowczyni. Po latach upokorzeń i deprecjonowania, poznała wreszcie jedynego człowieka, który nie oceniał jej przez pryzmat płci, stereotypów społecznych i religijnych i stworzyła z nim wspaniały związek oparty na szacunku i miłości. Ale ponieważ nic nie jest dane na zawsze, Elizabeth zostaje niespodziewanie dla samej siebie gospodynią programu o gotowaniu. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie zrobiła z niego czegoś więcej.

Jest to bardzo sprawnie i z niezwykłym, ciepłym humorem napisana powieść o kiełkującym feminizmie, o rewolucji stojącej za drzwiami, choć mam wrażenie, że nie unika anachronizmów, z drugiej strony – służą one podkreśleniu pewnych aspektów powieści, by wybrzmiały głośniej i lepiej.

Będę się rozpływać nad warsztatem autorki, bo niezwykle sprawnie prowadzi narrację, która jednocześnie jest trzecioosobowa intradiegetyczna i ekstradiegetyczna (to żonglowanie prawdopodobieństwem, ponieważ narrator ekstradiegetyczny automatycznie bywa bardziej wiarygodny, ale gdy pies przejmuje oś narracyjną – jest zdecydowanie zabawniej). I choć opisywane zdarzenia bywają mało śmieszne – kradzież intelektualna, wykorzystywanie seksualne, poniżanie, mobbing – to forma ich podania jest lekka. I choć autorka umieszcza w niej sceny mocne (wspomniany gwałt, przemocowy mąż sąsiadki), to pojawiają się one jako silne argumentuje dyskusji o tym, że feminizm służy nie tylko kobietom.

Autor: Bonnie Garmus
Tytuł: Lekcje chemii
Tłumaczenie: Marek Cieślik
Wydawnictwo: Marginesy
Data: 2022

Pewnej jesieni w uzdrowisku [Empuzjon, Olga Tokarczuk]

Odniesień do innych dzieł literackich, jak to u Noblistki, jest tutaj sporo, dość wyliczyć  Żaby Arystofanesa, gdzie pojawiają się tytułowe empuzy, czyli zmiennokształtne kobiece demony, Czarodziejską górę Manna czy prozę Schulza. Ale Empuzjon to wszakże „horror przyrodoleczniczy”, więc i wszelka niesamowitość gra tu znaczącą rolę.

Zaczyna się jednak od tego, że do Sokołowska na Dolnym Śląsku leczyć się na gruźlicę przyjeżdża student inżynierii wodno-kanalizacyjnej ze Lwowa Mieczysław Wojnicz. Mamy rok 1913, jesień w pełni, w Pensjonacie dla Panów, gdzie zamieszka, spotyka wielce ciekawych współlokatorów (opisy podaję według prezentacji dramatis personae na samym początku opowieści): Longina Lukasa (katolika, tradycjonalistę, nauczyciela gimnazjalnego z Królewca), Augusta Augusta (socjalistę, humanistę, filologa klasycznego, pisarza z Wiednia), Waltera Frommera (teozofa i tajnego radcę z Breslau), Thilo von Hahna (studenta beaux-arts z Berlina, znawcę pejzażu) – oraz Wilhelma Opitza (właściciela Pensjonatu dla Panów w Görbersdorfie, czyli w Sokołowsku właśnie). W takim to zacnym towarzystwie przyjdzie mu spożywać posiłki, wędrować po okolicznych górach i lasach i prowadzić dysputy na wszelakie jakże ważkie tematy. Tu uwaga, bo skoro towarzystwo jest wyłącznie męskie, nie obejdzie się bez dysput o kobietach, przez litość dla czytelniczek i czytelników nie przytoczę żadnej, ponieważ roi się w nich od seksizmu i mizoginizmu. Na szczęście, jak czytamy w nocie autorskiej na końcu książki, Wszystkie mizoginistyczne poglądy na temat kobiet i ich miejsca w świecie są parafrazami tekstów następujących autorów – i tu długa, alfabetyczna lista nazwisk…

Jednak w miarę spokojny tryb uzdrowiskowego życia, wyznaczonego regularnością posiłków, spacerów i zabiegów, zakłóca niestety śmierć Klary Opitz, żony Wilhelma, właściciela pensjonatu. Chociaż on twierdzi, że to samobójstwo, Mieczysław ma ku temu poważne wątpliwości. Stara się nieco dowiedzieć o Klarze i potajemnie zakrada się do jej pokoju. Więcej nie zdradzę. Za to zwrócę uwagę na sposób narracji w powieści. Mamy tu z jednej strony klasycznego narratora wszechwiedzącego, który relacjonuje zdarzenia i stany duchowe bohaterów. Początek opowieści, czyli przyjazd Wojnicza do uzdrowiska, snuje w czasie teraźniejszym w pierwszej osobie liczby mnogiej, nieco później pojawia się czas przeszły, by w pewnych momentach znów powrócić do narracji poniekąd mnogiej, i to w formie żeńskiej.

[Wojnicz] Bardzo chciał włączyć się do arcyciekawej dyskusji o upadku Zachodu, w której prym wiedli Lukas i August, Frommer zaś puentował ich wypowiedzi kilkoma słowami, zawsze celnie. Ogarnęła go jednak słabość nieśmiałości, a na dodatek poczuł, że znowu ma gorączkę. Siedział więc tylko i wzdychał, przenosząc wzrok to na jednego, to na drugiego.
*
I teraz ich tu zostawimy, jak deliberują usadzeni wokół stołu przykrytego obrusem o złowróżbnym wzorze, zostawimy ich, żeby opuścić dom przez komin albo przez szpary między dachówkami z łupku – i spojrzeć z dalej, z wyżej. Oto zaczęło padać, małymi kroplami deszcz spływa po dachu i powstają z tego przejrzyste, lśniące koronki; oto te krople skapują na ziemię, drażnią ją, powodują swędzenie, żłobią małe zagłębienia, potem zbierają się z wahaniem w małe strumyczki i szukają drogi między kamieniami, pod kępą trawy, obok korzenia, a następnie po ścieżce, którą wydeptały cierpliwe zwierzęta.
Ale wrócimy [s. 60–61].

Wraz z rozwojem akcji powoli domyślamy się, kim jest owa mnoga narratorka, jaką skrywa tajemnicę. Bo i nosicielem tajemnicy jest sam Mieczysław Wojnicz. Poznajemy stopniowo jego historię rodzinną, a zdrobniałe imię Mieczyś, które nadał mu ojciec, wyjaśnia pewną delikatność, nieśmiałość i lękliwość młodzieńca. To zawstydzenie ma swoje poważne i skrywane powody, nawet doktor Semperweiß (lekarz psychoanalizujący z Waldenburga, czyli Wałbrzycha), u którego co jakiś czas musi się na wizytach stawiać każdy pacjent, poznaje je dopiero pod koniec książki. A wraz z nim i same czytelniczki oraz czytelnicy, choć podejrzewam, że te wnikliwsze i ci wnikliwsi znacznie szybciej wpadną na rozwiązanie zagadki niźli uczony doktor.

Nie zamierzam tu roztrząsać sprawy, czy Empuzjon jest czy nie jest dla idiotów oraz czy wolą Noblistki jest, by jej książka (jak i cała twórczość) trafiała pod strzechy. Pod moją strzechę trafiła – i bardzo dobrze, bo choć lektura perypetii Mieczysia, mimo niezbyt opasłej objętości książki, zajęła mi czas jakiś, to nie bez przyjemności po nią sięgnęłam. Czego i Państwu życzę, tym bardziej że, jak czytamy w notce redakcyjnej, zamieszczone w książce pocztówki, znaczki i inne materiały graficzne dotyczą Görbersdorfu (dzisiejszego Sokołowska) i jego okolic z początku XX wieku, i pochodzą z archiwum autorki. Możemy nawet spojrzeć na znaczek pocztowy, który Mieczyś nakleił na pocztówce do ojca…

Autor: Olga Tokarczuk
Tytuł: Empuzjon
Wydawnictwo: Literackie
Data: 2022

Na dworze władcy [Zaginieni z Księzycowa, Christelle Dabos]

Ofelia ma ambitny plan znaleźć swoje miejsce i umocnić pozycję na dworze wbrew narzeczonemu i jego ciotce. Jednocześnie Thorn pokazuje na wszelkie możliwe sposoby, że nie jest mile widziana w jego życiu ani na Biegunie w ogóle.

Drugi tom Lustrzanny wydaje się wreszcie rozwinięciem przydługiej ekspozycji z pierwszej części – gdy akcja rusza to już z kopyta: Ofelia, wskutek nieporozumienia, zostaje młodszą bajarką Faruka, jednocześnie zawiązuje kilka sojuszy na dworze. Wydaje się, że nie mogła trafić do bardziej odmiennego kulturowo i wrogiego środowiska, które jest napędzane zawiścią, zdradą, knuciem i spiskami. A zatem całkiem naturalnie przestaje ufać komukolwiek, nie wyłączając własnej chrzestnej, która okazuje się podatna na sztuczki mieszkańców tej arki.

I gdy okopana w swojej nieufności ze swoimi niezłomnymi zasadami Ofelia czuje się względnie bezpieczna, zaczynają znikać ludzie, ginąć klany a na dworze dochodzi do incydentów. Jako czytaczka zostaje zmuszona przez Faruka do przeprowadzenia śledztwa, podczas gdy po piętach depcze jej rodzina, która koniecznie musiała się zjawić na Biegunie po miesiącach milczenia, żeby sprawdzić postępy przygotowań do ślubu.

Nie do końca wiem, dla kogo jest przeznaczona ta powieść i myślę, że autorka też może nie być tego pewna. Wydaje się, że akcję kieruje do nastolatków z jednocześnie zaręczyny jako pretekst do przesiedlenia, wraz z rozwiązaniami o naturze związków, budowania relacji i zaufania i na dodatek sama postać narzeczonego – budzą moje głębokie wątpliwości.

Niemniej nie jest to typowe romantasy, ale i nie NA. Wydaje się, że bardziej jest to opowieść o poszukiwaniu tożsamości. I o budowaniu świata, albowiem dużo miejsca jest poświęconego na światotwórstwo i mam wobec kolejnych części spore oczekiwania w tym względzie.

Tymczasem czytam kolejny tom, bo wsiadłam w świat arek i nie chcę go zostawiać zbyt szybko.

Autor: Christelle Dabos
Tytuł:
Zaginieni z Księzycowa
Tłumaczenie:
Paweł Łapiński
Wydawnictwo:
Entliczek
Data:
2020

Zniszczone życia [Zagubiony, Simon Beckett]

Dotychczasowe powieści Simona Becketta w zasadzie wyłącznie chwaliłam za wielopiętrowe intrygi, złożone sprawy i świetnie napisanych bohaterów, więc na nową powieść rzuciłam się w dniu premiery. I…

Zrozumiał, że ma kłopoty, dopiero kiedy poczuł zapach krwi. Na nabrzeżu panował całkowity mrok. Latarnie nie działały, przez co niszczejące magazyny stały pogrążone w ciemności jak zapomniane relikty poprzedniej epoki. W świetle reflektorów starego saaba okolica wyglądała jak opuszczone industrialne miasteczko. Patrząc przez przednią szybę, Jonah przypomniał sobie po raz kolejny, że chociaż spędził w Londynie większość życia, miasto wciąż skrywało zakamarki, o których istnieniu nie wiedział (S.7).

Akcja nowej powieści toczy się w Londynie, choć opisy miasta nie są już tak zajmujące jak wtedy, gdy David Hunter zmagał się z wrogą przyrodą na granicach Królestwa. Ale i dla Jonaha Colleya Beckett znalazł klimatyczne miejsca zdarzeń, jak Nabrzeże Rzeźników. To tam miał się udać bohater, poproszony o pomoc przez dawnego przyjaciela. I tam na miejscu odkrył zwłoki oraz wciąż jeszcze żyjącą dziewczynę. Nim jednak zdołał jej pomóc, sam został zaatakowany.

Beckett ma zdolność tworzenia bohaterów, którzy od razu stają się czytelnikowi bliscy. Trudna przeszłość Jonaha Colleya wzbudziła we mnie ogromne emocje, na tyle, że musiałam odłożyć książkę i nie byłam pewna, czy do niej wrócę. Pozostałe postaci też są mięsiste, interesujące i mam nadzieję, że w kolejnych historiach będę miała okazję poznać historię Fletchera.

Jednak sama historia, choć opisana z niezwykłą sprawnością, jest do bólu przewidywalna. I nie wiem, czy jestem już tak cyniczna, że od początku przewidziałam ten niesamowity zwrot akcji, czy naczytałam się już tyle kryminałów, że rozpoznaję elementy przepowiadające poszczególne zakończenia? Nie wiem, w każdym razie nie dla fabuły czytałam tę powieść.

Nie mogę jej polecić z czystym sumieniem, nie tylko ze względu na przewidywalną fabułę, lecz także ze względu na wątek przemocy wobec dzieci, który jest w niej poruszony. I wiem, że to nie będzie historia dla każdego. Niemniej jest to bardzo sprawnie napisany kryminał, który porusza bardzo ważne kwestie społeczne (handel żywym towarem i związane z tym wielowymiarowe niebezpieczeństwo), zatem pod tym względem jak najbardziej jest wart przeczytania.

Autor: Simon Beckett
Tytuł:
Zagubiony
Tłumaczenie:
Bartłomiej Nawrocki
Wydawnictwo:
Czarna Owca
Data:
2022

Wszystkie stany miłości [Z miłości? To współczuję, Agata Romaniuk]

Agata Romaniuk zaprezentowała zbiór historii kilkunastu omańskich kobiet skupionych wokół małżeństw. Udało jej się przeniknąć do zamkniętego, obcego kręgu kulturowego i uzyskać wywiady, choć miała na to niewielkie szanse, pochodząc z innego świata.

Oman to jedno z najbogatszych państw w regionie Zatoki. Do niedawna ściśle trzymający się ducha i litery Koranu, liberalizujący od niedawna prawa kobiet. Kobiety z jednej strony dalej są własnością najpierw ojca, potem męża, i zawsze pod opieką braci, starają się przejmować stery nad własnym życiem.

Romaniuk podejmuje właściwie wszystkie tematy okołozwiązkowe: od wyższości małżeństw aranżowanych nad małżeństwami z miłości począwszy, poprzez budżet domowy, seks, opiekę nad dziećmi, przemoc domową, relacje w dużych rodzinach, miłość nieheteronormatywną, zdrady, kolejne żony, związki mieszane narodowościowo, mezalianse, handel żywym towarem i w końcu rozwody.

Największe wrażenie zrobił na mnie rozdział o sprowadzaniu młodych żon z Indii czy innych państw tego regionu. Do tej pory niewiele na temat wiedziałam i historie dziewczynek sprowadzanych na kolejne żony dla sześcdziesięcio- i siedemdziesięciolatków, którzy chcą zakosztować pedofilskiego seksu  (małżeństwa z dziećmi w samym Omanie są zakazane, ale jeśli żona jest z importu i do ślubu doszło za granicą, to jest on jest usankcjonowany prawnie), by zostawić je bez grosza daleko od rodzinnego domu, najczęściej w ciąży, otworzyły mi oczy na fakt, że wystarczy być bogatym facetem, by absolutnie wszystko uszło płazem.

Sama autorka w wywiadzie udzielonym podcastowi Dział Zagraniczny (#003, data: 18.07.2019) mówiła, że drogę do omańskich kobiet otworzyło jej macierzyństwo i faktycznie wspomina o tym w książce, że z jedną rodziła, inna była nianią jej syna. Sama książka powstała z potrzeby pokazania tej inności, która w chrześcijańskiej Europie wydaje się nie z tego świata i obrosła mitami i legendami, tymczasem prawda jest wystarczająco zaskakująca, by czytać Z miłości nie jak literaturę faktu, lecz jako fantazję o oriencie.

Autor: Agata Romaniuk
Tytuł: Z miłości? To współczuję. Opowieści z Omanu
Wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie
Data: 2019

Mr. Carney i Mr. Ray [Rytm Harlemu, Colson Whitehead]

Najnowszą książkę dwukrotnego laureata Nagrody Pulitzera w kategorii literatury pięknej (którą to nagrodę otrzymał za Kolej podziemną, uhonorowaną także Nagrodą im. Arthura C. Clarke’a, i Miedziaki) nazywa się kryminałem, powieścią kryminalną albo i powieścią obyczajową z wątkami gangsterskimi. Nieistotne zaszufladkowanie gatunkowe, ważniejsze, jak się to czyta.

Colson Whitehead, Rytm Harlemu

A czyta się bardzo dobrze, bo to rzecz wciągająca i obyczajowo, i ze względu na tło społeczne, i, rzecz jasna, pod względem samej akcji. Głównego bohatera Raya (Raymonda) Carneya poznajemy w 1959 r., kiedy jest już ojcem (drugie dziecko jego i Elisabeth jest właśnie w drodze) i właścicielem niewielkiego sklepu meblowego w Harlemie. Sprzedaż idzie tak sobie, no bo kogo w czarnej dzielnicy stać na komplet wypoczynkowy czy zestaw do jadalni, no chyba że z drugiej ręki albo na raty. Carney marzy o rozwinięciu działalności i przeprowadzce w lepsze okolice, zwłaszcza że rodzina mu się powiększy. Dlatego żona ani nikt z bliskich nie może poznać jego sekretu – oprócz uczciwej pracy zdarza mu się od czasu do czasu opchnąć jakiś lewy towar, który podrzuca ma kuzyn Freddie. I tu poznajemy nieco mroczną historię pochodzenia Raya, którego matka odumarła w wieku dziecięcym, a ojciec był lokalnym rzezimieszkiem. Kiedy i on zabrał się z tego świata, wychowaniem chłopca zajęła się ciotka Millie, mama Freddiego. Ray zdaje się uważać, że z takim obciążeniem rodzinnym nie jest mu niestety dane być uczciwym obywatelem, zwłaszcza że jeden z dawnych kumpli ojca, Pepper, ma na oku włamanie do hotelowego skarbca na sąsiedniej ulicy i potrzebuje kogoś, kto pomoże mu opylić trefny towar po skoku. Żeby było jasne, Ray nie pali się do tej roboty, raczej stara się unikać kłopotów, ale, jak to w życiu bywa, kłopoty mają inne zdanie na ten temat.

Sytuacja nieco wymyka się spod kontroli – i Carneyowi, i organizatorom skoku. Ale nie zdradzę zbyt wiele, bo choć wątek kryminalno-gangsterski jest bardzo istotny dla rozwoju zdarzeń i dalszych losów bohatera, to nie dominuje w Rytmie Harlemu. Tło społeczne to burzliwe lata 60. XX w. i walka o równe prawa Afroamerykanów, zamieszki po zastrzeleniu przez białego policjanta czarnoskórego chłopca w 1964 r. oraz, znane m.in. z Oscarowego filmu Green Book, realia codziennego życia ciemnoskórych obywateli USA, pokazane przez pryzmat miejsca pracy żony Carneya – Elisabeth.

Jednak Black Star i inne biura podróży oraz rozliczne przewodniki dla Murzynów zbierały te lokalne informacje i udostępniały na cały kraj, tak by mieli do nich dostęp wszyscy potrzebujący. Na ścianie w biurze Elisabeth wisiała mapa Stanów Zjednoczonych i Karaibów z pinezkami i czerwonymi liniami wskazującymi miasta i drogi polecane przez Black Star. Trzymajcie się trasy, a będziecie bezpieczni, możecie zjeść w spokoju, spać w spokoju, oddychać w spokoju. Jeśli z niej zboczycie, miejcie się na baczności. Działajmy wspólnie, a odwrócimy zły porządek. To była mapa czarnego narodu wewnątrz białego świata, element większej całości, ale samowystarczalny, niezależny, z własną konstytucją. Gdybyśmy nie pomagali sobie nawzajem, bylibyśmy zagubieni.
Tak właśnie Carney tłumaczył to sobie samemu, kiedy Elisabeth częstowała gościa typową gadką na użytek klientów. Pepper słuchał cierpliwie. Żuł posiłek, wciśnięty między Johna a May jak ekscentryczny wujek. Ten bandzior był ich krewnym, członkiem klanu ojca. Carney uniósł puszkę schlitza i wzniósł toast za gospodynię. Był środowy wieczór, rodzinna kolacja, przy stole siedziały obie strony jego natury, ta uczciwa i ta szemrana, i łamały się chlebem [s. 425–426].

Nie ukrywam, że kibicowałam głównemu bohaterowi w jego poczynaniach, nawet tych nie do końca legalnych, ponieważ budzi on sympatię czytelnika mimo swoich niedoskonałości, a może właśnie mimo nich i tego, że jego uczciwa i szemrana strona natury równoważą się, tworząc z niego człowieka z krwi i kości. W jednym z wywiadów autor napomknął o pisaniu właśnie kontynuacji Rytmu Harlemu i przyznam, że będę jej oczekiwała z nadzieją, że Carneyowi i jego bliskim powiedzie się co najmniej dobrze. Z bohaterem żegnamy się w 1964 r., gdy wspomniany w książce Martin Luther King jeszcze nie otrzymał Pokojowej Nagrody Nobla, a wydarzenia w Selmie w Alabamie są pieśnią przyszłości, zatem chyba można się spodziewać, że kontynuacja Rytmu Harlemu uwzględni te zdarzenia. Przynajmniej ja mocno na to liczę.

Autor: Colson Whitehead
Tytuł: Rytm Harlemu
Tłumaczenie: Rafał Lisowski 
Wydawnictwo: Albatros
Data: 2022

Demoniczny kataklizm [Błędny krąg, Mike Carey]

Castor postanowił wrócić do biznesu, jednak ze względu na wyrzuty sumienia i niewyjaśnioną do końca sprawę, dokąd trafiają dusze odesłane przez egzorcystę, postanowił zmienić profil działalności na szeroko pojęte usługi duchowe i nawiązał współpracę z policją jako niezależny konsultant.

W drugim tomie na Castora spadają znienacka trzy sprawy – Juliet prosi go o konsultację w sprawie opętania w kościele; zrozpaczeni rodzice małej dziewczynki proszą o odszukanie jej porwanego ducha; Rafi Ditko niespodziewanie wraca do siebie, pozbywając się swojego niemile widzianego współlokatora z piekła rodem. Jedna sprawa byłaby już zaskakująca, ale trzy na raz – to już wygląda, jakby otwarły się wrota piekieł.

Sprawa zaginionego ducha dziewczynki zajmuje Castora najmocniej, ponieważ nie wiedział dotychczas, że istnieje możliwość porwania ducha, ponadto im dłużej jej szuka, tym straszniejszych rzeczy się dowiaduje i coraz potężniejsze stwory próbują go zabić. No i chodzi o małą dziewczynkę.

Ponieważ w okolicy przełomu wieków coraz więcej zmarłych wraca zza grobu w różnych formach (zombie, duchy, loup garou), wydaje się, że autor przepracowuje w tej serii traumę ponowoczesnego Fin de siècle, a jednocześnie – po dwóch dekadach panowania fantasy w literaturze, robi zwrot ku miejskiemu życiu ale w wymiarze metafizycznym i zwraca uwagę na pogłębione życie duchowe.

Wciąż uważam, że ta seria mogłaby mieć lepszego bohatera. Wręcz zasługuje na niego. Ale mamy do czynienia z mentalnym bliźniakiem Harry’ego Dresdena, co stanowi najsłabszy punkt powieści. Pierwszoosobowa narracja, która pogłębia podobieństwo serii do przygód chicagowskiego maga powoduje, że czekam na podobny spadek formy. Jednak póki co jest to moja książka do metra i sprawdza się bardzo dobrze, trzyma w napięciu a wątki kryminalne zostawiają niewielkie poszlaki i przy odpowiedniej dozie skupienia można się domyślić, kto jest winny i jakim przestępstwom.

Autor: Mike Carey
Tytuł: Błędny krąg
Tłumaczenie: Paulina Braiter-Ziemkiewicz
Wydawnictwo: Mag
Data: 2009

Zdrada [Nora, Katarzyna Puzyńska]



Nora kontynuuje bezpośrednio historię Valentine Blue, rozpoczętą w Czarnych narcyzach. Śmierć podopiecznej Nowych Horyzontów, choć zdaję się przypadkowa, nie daje spokoju Weronice. Tajemniczy SMS i niezrozumiałe słowa zmarłej przekazane pielęgniarce nie pozwalają jej zostawić prywatnego śledztwa.

Jednak policja zajmuje się już czymś innym – zniknięciem Bibi. Jej matka oraz bogaty ojczym naciskają Daniela, żeby szybko odnalazł sprawiającą kłopoty nastolatkę. Podczas jej poszukiwań, wraz z Emilią i Klementyną (która nieco przypadkiem znalazła się blisko śledztwa, ale nie jest to jej pierwszy raz, kiedy szuka Bibi) znajdują kolejne zwłoki – tym razem samodzielnej matki znanej z zatargów z każdym we wsi.

Kluczową rolę odgrywa w tym tomie Jacek Sienkiewicz – nieco cyniczny ale sprawny komendant policji w Brodnicy. Zdaje się, że stoi w centrum wydarzeń i jest ogniwem łączącym ofiary i podejrzanych. Zresztą nie stoi poza kręgiem podejrzanych (szczególnie, jeśli zapytać Klementyny).

Jednocześnie prywatne sprawy bohaterów dalej pozostają w fazie wielkiej komplikacji – Daniel pozostaje w chwiejnej trzeźwości. Jest też przekonany, że jego życiowa miłość, Weronika, związała się z psychiatrą, jednak sprawa jest bardziej zagmatwana i wygląda na to, że przeszłość znowu dogoniła psycholożkę.

W odróżnieniu od trzech poprzednich tomów, w których groza odgrywała główną rolę, Nora to pełnokrwisty kryminał, w którym znowu każdy jest podejrzany, wszyscy kłamią a morderca pozostaje nieuchwytny i wodzi policję za nos.

W trzech poprzednich tomach główna rolę odgrywały elementy grozy. W Norze Puzyńska nie rezygnuje z eksperymentów formalnych – tym razem postawiła na budowę inspirowaną dramatem: z podziałem na akty, sceny i antrakty.

Jednak pytanie, z którym zostałam po przeczytaniu tego tomu: Dlaczego Bibi chciała rozmawiać z Kołodziejem o Norze? Wydarzenie, które uruchomiło lawinę, pozostaje niewyjaśnione.

Autor: Katarzyna Puzyńska
Tytuł: Nora
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data: 2018

Porozumienie a sprawa języka [Głębia: Napór, Marcin Podlewski]

Trzeci tom Głębi autor poświęca kontaktowi i semantyce. Oprócz przygód, których całą masę bohaterowie przeżywają w toku rozwoju fabuły, to właśnie prawdziwe porozumienie jest kluczem do fabuły. Consensus et pax.

Na Czarnej Wstążce dochodzi do przewrotu – kapitanem mianuje się Antenat, Grunwald i reszta załogi w zasadzie stają się więźniami prastarej jaźni w ciele maszyny. Na granicy wypalonej galaktyki pojawiają się Ci, Którzy Powrócili, ale (jak zauważa Kirke Bloom) to dopiero początek – obserwuje ona kolejny ślad głębinowy, zwiastujący drugą falę powrotu.

Podlewski pokazuje w tej części kilka rzeczy, które nadają kontekst poprzednim tomom – w tym kładzie szczególny nacisk na zróżnicowanie językowe sekt: językiem maszyn jest łacina, językiem Elohim – jakaś wersja metafor, językiem wyższych sfer – nadjęzyk. Porozumienie w obrębie ludzi jest trudne, być może niemożliwe, czy zatem można mówić o zrozumieniu ras kseno? Klan naukowy już podejmował próby porozumienia z obcymi. Okazało się, że każda ze stron zupełnie inaczej rozumie to zagadnienie. Czy po wielu latach, spowodowanych wypędzeniem, ich podejście do kontaktu będzie inne?

Wydaje się, że cokolwiek bym napisała o bohaterach czy fabule mogłoby zepsuć przyjemność czytania, ponieważ akcja jest skomplikowana, łączy wszystkich bohaterów a także bezpośrednio pokazuje połączenie z przeszłością, pojawiają się postaci, które wydają się wiedzieć więcej niż inni a każdy rozgrywa swoją grę – a czytelnik musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy w ogóle możliwe jest jakiekolwiek porozumienie, nawet pomiędzy ludźmi, którzy w tak odmienny sposób widzą świat i na niego reagują?

Autor: Marcin Podlewski
Tytuł: Głębia: Napór
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Data: 2017