Koczownicy nowej ery [Nomadland. W drodze za pracą, Jessica Bruder]

Oscarowa książka (w 2021 r. nagrodzona w kategoriach najlepszy film, najlepsza aktorka pierwszoplanowa i najlepszy reżyser), pokazująca, że, owszem, wędrówką życie jest człowieka, lecz czasem ta wędrówka jest jedynym wyjściem, by przeżyć to życie w miarę godnie i na swoich warunkach.

Jessica Bruder, podczas pracy nad swoim reportażem, spędziła trzy lata w podróży i przejechała 24 tys. km. Żeby lepiej poznać i zrozumieć życie swoich bohaterów, spotykała się z nimi m.in. na ich corocznych zlotach (największy z nich to Rubber Tramp Rendezvous w Arizonie), odwiedzała parki narodowe, gdzie pracują w sezonie jako porządkowi pilnujący turystów, a nawet zatrudniła się w magazynie Amazona. Bezmiejscowi workamperzy w wieku emerytalnym są bowiem, nie bójmy się tego określenia, tanią siłą roboczą internetowego giganta. Bruder opisuje historię m.in. Lindy May (64 lata), LaVonne Ellis (67 lat) i Dona Whellera (to pseudonim, 70 lat), których okoliczności życiowe zmusiły do zamiany czterech ścian na cztery koła. Powody były różne, lecz najczęściej kumulowały się około 2008 r. z powodu recesji, która pociągała za sobą zlicytowanie ich domów za brak wypłacalności i, skutkiem tego, utratę ubezpieczenia zdrowotnego. Decyzja, by kupić vana, kampera czy po prostu większe auto i ruszyć w drogę, była jedyną sensowną, by nie skończyć na ulicy.

Istnieli zawsze: wagabundzi, włóczykije, wędrowni pracownicy, niespokojne duchy. Jednak teraz, w trzecim milenium, pojawiło się nowe koczownicze plemię. Ludzie, którzy nigdy nie przypuszczali, że zostaną nomadami, wyruszają w drogę. Rezygnują z tradycyjnych domów i mieszkań i przeprowadzają się do tego, co nazywa się czasem „nieruchomościami na kółkach” – do busów, kamperów z odzysku, szkolnych autobusów, pikapów z zabudowaną paką, przyczep kempingowych i najzwyklejszych sedanów. Zostawiają za sobą dylematy nie do rozwikłania, przed którymi staje dziś dawna klasa średnia. Wolisz mieć na jedzenie czy pójść do dentysty? Spłacić ratę kredytu czy rachunek za prąd? Uregulować ratę za samochód czy kupić leki? Wydać na czynsz czy na spłatę pożyczki studenckiej? Szarpnąć się na zimowe ubranie czy na paliwo, żeby móc dojechać do pracy?
Z początku wielu osobom rozwiązanie wydawało się radykalne. Nie możesz dać sobie podwyżki, ale gdyby tak zredukować największy koszt? Zamienić cztery ściany na cztery koła?
Niektórzy mówią o nich: bezdomni. Ale koczownicy nowej ery odrzucają tę łatkę. Mają przecież dach nad głową i środek transportu, przyjęli więc inne określenie: bezmiejscowi.
Z daleka wielu z nich można by wziąć za beztroskich emerytów na wakacjach. Gdy od czasu do czasu pozwalają sobie na wypad do kina albo restauracji, wtapiają się w tłum. Sposobem myślenia i wyglądem wpisują się w ramy klasy średniej. Używają pralni samoobsługowych i wykupują karnety na siłownię, żeby móc korzystać z łazienki. Wielu wyruszyło w drogę po tym, jak recesja pochłonęła oszczędności ich życia. Alby napełnić baki samochodów i żołądki, od rana do wieczora ciężko pracują fizycznie. W czasach zamrożonych płac i rosnących kosztów mieszkaniowych wyrwanie się z niewoli czynszów i kredytów to ich sposób na życie. Starają się przetrwać w Ameryce.
Ale tak jak każdemu, im również samo przetrwanie nie wystarcza. Zatem akt desperacji przerodził się w dążenie do wyższych celów. Być człowiekiem to pragnąć czegoś więcej niż po prostu utrzymania się przy życiu. Równie mocno jak pożywienia i dachu nad głową potrzebujemy nadziei. [s. 10–11]

Lektura tej książki bardzo mnie poruszyła. Próbowałam wyobrazić sobie, co ja bym zrobiła w takiej sytuacji jak bohaterowie reportażu, i nie starczało mi wyobraźni. Bo z czym wiąże się decyzja o zamieszkaniu w aucie? Po pierwsze, trzeba je jakoś przystosować do mieszkania, po wtóre, znaleźć miejsce do parkowania (na niektórych kempingach nie można stacjonować dłużej niż 14 dni), a po trzecie, mieć się za co utrzymać, czyli przemieszczać się niemal po całej Ameryce w poszukiwaniu zarobku. Jeśli nie mieszka się w kamperze z własną toaletą i prysznicem, to dochodzi jakże istotna potrzeba znalezienia co jakiś czas łazienki. Ale gdzie i jak to zrobić? Społeczność nomadów jest jednak dobrze zorganizowana i jej członkowie mogą na siebie liczyć.

Wbrew pozorom książka nie jest przygnębiająca, wręcz przeciwnie, opisani w niej ludzie może nie tryskają optymizmem, ale i nie załamują rąk. Linda, po burzliwych kolejach losu, chce mieć w końcu na własność kawałek ziemi: kupuje więc w Arizonie działkę na odludziu i planuje zbudować tam earthship, czyli statek ziemny. To budowla zaprojektowana jako samowystarczalny schron, wykonany zarówno z materiałów naturalnych, jak i przetworzonych (np. opony wypełnione ziemią). Na jej prośbę Jessica Bruder jedzie w to miejsce i przeprowadza z niego relację online dla Lindy (która kupiła działkę w ciemno, bez oglądania jej). Reportaż kończy się informacją, że Linda zaczęła w końcu budowę upragnionego earthshipu. Można go obejrzeć w internecie, podobnie jak wojaże innych bohaterów reportaży (sporo z nich prowadzi blogi). I, oczywiście, warto obejrzeć filmowy „Nomadland”, by choć trochę poczuć klimat takiego sposobu życia.

Autor: Jessica Bruder
Tytuł: Nomadland. W drodze za pracą
Tłumaczenie: Martyna Tomczak
Wydawnictwo: Czarne
Data: 2020

Opublikowane przez Aleksandra Joanna Małgorzata

Czytanie wyssane z mlekiem matki? Możliwe, i mam jedynie nadzieję, że przeniesie się w genach na kolejne pokolenie.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: