Alternatywny PRL [Jak zawsze, Zygmunt Miłoszewski]

Co byś zrobiła/zrobił, gdybyś trafiła/trafił do alternatywnej wersji miasta (i lat) swojej młodości? Czy byłoby jak zawsze, czy jednak całkiem inaczej?

Zygmunt Miłoszewski, Jak zawsze

Ta powieść Miłoszewskiego, reklamowana na okładce jako komedia ironiczno-romantyczna o parze, która dostała szansę przeżycia jeszcze raz swojej miłości. I o narodzie, który dostał szansę przeżycia jeszcze raz swojejhistorii. I o tym, co z tego wynikło, była dla mnie dość zaskakująca. Nie dlatego, że spoza uniwersum Szackiego czy profesorki Lorentz, ale z powodu, że, w mojej skromnej opinii, wcale a wcale komedią nie jest. Owszem, są momenty komediowe już na samym początku, gdy główna bohaterka, 78-letnia Grażyna, kupuje erotyczną bieliznę na 50. rocznicę pierwszego razu z Ludwikiem (obecnie 83-letnim), wtedy, pół wieku temu, jeszcze nie jej mężem. Ale gdy siadają do kolacji i wspominają minione dekady razem, wzajemne pretensje sypią się jak z rękawa i ani ironicznie, ani komediowo już niestety nie jest. W zawiązaniu akcji mamy oto styczeń 2013 r. i na dobrą sprawę Grażyna i Ludwik są zadowoleni chyba tylko ze wspólnego syna Jacka – to ich zdaniem najlepsze, co im się przytrafiło. No i z seksu, bo na wzajemną fascynację erotyczną, mimo upływu lat, nie mogą akurat narzekać. Jednak gdyby tylko dane im było przeżyć młodość jeszcze raz, owszem, spędziliby życie razem, ale więcej by podróżowali, a mniej się przejmowali prozą codzienności.

I bum! Następnego dnia budzą się o pół wieku młodsi, w styczniowej Warszawie 1963 r., ale całkiem innej, niż zapamiętali z młodych lat. Trafili w moment czasowy, kiedy się jeszcze nie znali i nie byli razem: Ludwik ma wciąż pierwszą żonę, Iwonę, a Grażyna zastanawia się, czy nawiązać bliższe relacje z Adamem, dyplomatą ze świetlaną przyszłością. W pierwszej wersji swego życia zrezygnowała z niego dla Ludwika, ten zaś z kolei, wzięty terapeuta, zostawił Iwonę dla Grażyny właśnie. A za kilka miesięcy będzie ten moment, gdy poczęli Jacka…

Ponieważ, póki co, nie mogą (i chyba nie za bardzo chcą) być razem, postanawiają wykorzystać szansę od losu i sprawdzić alternatywne wersje życia, czyli spróbować z poprzednimi partnerami. Okazuje się, że w tej jakże odmiennej Warszawie Grażyna uczy w szkole dla panien, gdzie na lekcjach będzie starała się przemycić feministyczny światopogląd dziewuszkom żyjącym jeszcze przed rewolucją seksualną. Tymczasem Ludwik spróbuje wykorzystać XXI-wieczne metody terapii, m.in. leczenia PTSD, w latach 60. XX w. Ciekawie jest prowadzona ta dwutorowa narracja z punktu widzenia obojga bohaterów: o Ludwiku narrator mówi w trzeciej osobie, a Grażyna wypowiada się w swoim imieniu. W ogóle mocno feministyczna ta powieść:

Od wczoraj z tyłu głowy tłukło się we mnie pytanie: nie żyję, śnię czy zwariowałam? Słyszałam je cały czas, zamilkło w czasie prowadzenia lekcji i kiedy wróciło, zbyłam je machnięciem ręki. Co za różnica? Jest jak jest i tyle. Jeśli zaraz się skończy – pozostanie się cieszyć z fajnej przygody. Jeśli potrwa kolejne pięć dekad – trzeba się na to przygotować. A tym razem nie zamierzałam przeżyć tych lat cichutko i bezpiecznie, co to, to nie. Tym razem zamierzałam ruszyć z posad bryłę świata, zrozumiałam to w czasie tego jednego szkolnego dnia. Patrzyłam w oczy tych ślicznych, młodych dziewczyn i czułam, że dla wielu z nich to, co im powiem i jak im to powiem, może zmienić ich życie, przestawić zwrotnicę i przełożyć z toru „poniewierana kura domowa” na tor „mocna, pewna siebie, spełniona kobieta”. Jeśli zostanę w tej cudownej, nowoczesnej szkole dla panien – czyli muszę trochę wyluzować z feminizmem – jeśli przekabacę choćby dwadzieścia procent, jeśli one przekabacą swoje koleżanki, córki, wnuczki, Boże drogi, przecież ja mogę tysiące, dziesiątki tysięcy polskich kobiet ocalić! Buzowało to we mnie, gotowało się, widziałam prowadzone przez siebie wykłady, pisane przez siebie książki, odbierane nagrody, a w międzyczasie dalekie podróże – i to w czasach, zanim dzięki masowej turystyce każdy kawałek świata został zadeptany przez ludzi w klapkach.
Pomyślałam odruchowo, że muszę to opowiedzieć Ludwikowi, i od razu mnie szlag trafił, jak tylko sobie przypomniałam, co wczoraj wykręcił. Ciekawe, co teraz robi? Przyjmuje pacjentów? Wyszedł z żoną na spacer? Drzemie na kozetce? A chrzanić to, ja na pewno do niego w łaskę chodzić nie będę. Chce, to przeprosi, nie chce – droga wolna. Dobrze mówiłam w rocznicę, że za mało od siebie odpoczywaliśmy. Jeszcze zatęskni, dziad stary przynudzający. Jeszcze przyjdzie tłumaczyć, że „są pewne mechanizmy w tym całym układzie”, a ja mu wtedy powiem, że na kolana, całować stopy, to może się zastanowię. Tylko żeby w miarę szybko to zrobił, bo miałam mu ochotę opowiedzieć wszystko, kto mnie tutaj oprócz niego zrozumie? [s. 155–156].

Jakie przyniesie to skutki w całkiem innych niż znane obojgu realiach? Polska powojenna wciąż się odbudowuje, nawiązuje ścisły sojusz z Francją, staje się wręcz sfrancuziała. Po II wojnie prezydentem Polski jest Eugeniusz Kwiatkowski, ale w siłę rośnie Unia Słowiańska z Edwardem Gierkiem na czele, który ma wsparcie w rzutkim wojskowym Jaruzelskim. Niby całkiem inaczej, ale jednak jak zawsze. Miłoszewski w formie polemicznej, punktuje naszą rzeczywistość dość celnie, choć nie ze wszystkimi jego postulatami bym się zgodziła. Niemniej jednak lektura warta uwagi.

Autor: Zygmunt Miłoszewski
Tytuł: Jak zawsze
Wydawnictwo: WAB
Data: 2017

Opublikowane przez Aleksandra Joanna Małgorzata

Czytanie wyssane z mlekiem matki? Możliwe, i mam jedynie nadzieję, że przeniesie się w genach na kolejne pokolenie.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: