Miasteczka zachodzącego słońca [Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość, Katarzyna Surmiak-Domańska]

Po wojnie secesyjnej sześciu oficerów konfederackiej piechoty wróciło do domów. Lecz w miasteczku Pulaski w stanie Tennessee nic nie było już takie jak wcześniej. By nie zanudzić się na śmierć, młodzieńcy owi wymyślili tajny klub dla mężczyzn, którzy, owinięci prześcieradłami i w poszewkach na głowach, paradowali konno po sennych ulicach mieściny. Nikt ich nie rozpoznał, zabawa była przednia. I takie były początki Ku Klux Klanu.

Katarzyna Surmiak-Domańska, Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość

Potem było tylko ciekawiej, tajne bractwo obmyśliło rytuały przyjęcia, zbudowało hierarchię z Wielkim Cyklopem na czele. Nie wiadomo tylko było, po co ten klub powstał i co ma na celu. Ale że czasy były niespokojne i trzynasta poprawka do konstytucji USA dopiero co zniosła niewolnictwo w całych Stanach, skutki tej decyzji nie kazały na siebie długo czekać. Członkowie KKK szybko dostrzegli przed sobą cel, który początkowo nie przyszedł im do głowy – odstraszanie czarnoskórych potencjalnych mieszkańców ich miasteczka. Gdziekolwiek mignęła odziana na biało postać na koniu, wyzwoleńcy bali się wychodzić po zmroku.

Mówiono, że tam, gdzie jest Klan, robi się bezpiecznie. Jego członkowie zorientowali się, że trzymają w ręku narzędzie manipulacji.

Po trzech latach od powstania KKK liczył już 550 tys. członków. I wtedy został rozwiązany, ponieważ niektórzy członkowie pogwałcili rozkazy i dopuścili się czynów, za które winę przypisano całej organizacji. Jak zapisał jeden z ojców założycieli, narodziny KKK były przypadkiem, rozwój komedią, śmierć tragedią. Jednak Klan się odrodził: po kolejnej wojnie kolejni rozczarowani weterani wrócili do domów i znów zastali inny świat od tego, który opuścili.

Tę książkę chciałam przeczytać już dawno, zdumiona, że w dzisiejszych poprawnościowych czasach Ku Klux Klan nadal istnieje – i ma się dobrze. Zaspokaja bowiem zapotrzebowanie m.in. na takie wartości, jak duma ze swojego pochodzenia, przynależność do wyjątkowej grupy, potrzeba akceptacji wśród osób o podobnych poglądach. Autorka chyba też zdawała się nie dowierzać, że ta otwarcie głosząca rasizm organizacja tak jawnie funkcjonuje, zwłaszcza że jej współczesny wizerunek opiera się na podkreślaniu roli kobiet i dzieci. By zbadać temat, wzięła udział w charakterze gościa w Dorocznym Krajowym Zjeździe Ku Klux Klanu w Harrison w Arkansas. I spotkała tam niemal inny świat.

Kogokolwiek w Pasie Biblijnym spytam o ulubione filmy, każdy odpowiada: westerny. Ulubiony aktor? John Wayne. Każdy facet chciałby być postrzegany jak on. Silny, odważny, opanowanym błyskawicznie podejmujący decyzje, a przy tym opiekuńczy i odpowiedzialny. Wayne jest twarzą amerykańskiego mitu o zwycięskiej ekspansji na zachód, ujarzmianiu dzikości, dla cywilizacji. Kolejnym usprawiedliwieniem.
Etos kowboja to też trochę uwspółcześniona wersja legendy rycerza Ku Klux Klanu. Przybywający nie wiadomo skąd jeździec na koniu, który walczy ze złem, broni honoru dam, nie podlega pisanemu prawu, a wyłącznie własnemu kodeksowi moralnemu.
To, że kowboj czasem strzela do Indian, nie szkodzi jego wizerunkowi. A czy Izraelici nie musieli zniszczyć miasta Jerycho i wymordować jego mieszkańców, żeby objąć we władanie Kanaan i tym samym wypełnić wolę Boga? W pojęcie narodu wybranego wpisany jest obowiązek budowania Nowego Świata na trupach niewiernych, nawet jeśli jedyną ich winą było to, że los postawił ich na drodze Bożych zamysłów (…).
Ofiara Indian pozwoliła stworzyć nową ziemię obiecaną. Amerykański mit opierał się na kontraście pomiędzy nowoczesnym demokratycznym społeczeństwem amerykańskim a europejskimi reliktami feudalizmu. (…) Tu liczyły się praca, inteligencja, operatywność i szczęście. Mit zakładał, że jeżeli powinie ci się noga, to wylądujesz na bruku bez pomocy, ale zarazem co dzień będziesz budzić się z szansą, że wieczorem zostaniesz milionerem. To jest Ameryka, tak została pomyślana. Wszyscy mają tu się czuć równi. Tylko że do niedawna, żeby uczestniczyć w tej równości, trzeba było spełnić jeden warunek. Być białym [s. 151–152].

Reporterska relacja Katarzyny Surmiak-Domańskiej opiera się nie tylko na rozmowach z organizatorami i uczestnikami zjazdu, ale na opowieści o historii KKK aż do czasów współczesnych. Ostatnie rozdziały są poświęcone niedawnym wydarzeniom, po których zrodził się ruch Black Lives Matter. I próbom wyjaśnienia, czemu wciąż w USA są miasteczka zachodzącego słońca – ich określenie dotyczy ultimatum, które dawano czarnoskórym (do końca dnia mają opuścić dane miasteczko). A najbardziej znanym Sundown Town jest właśnie Harrison, nazywane też Klan Town. W tej wciągającej historii o tak odmiennych od mojego stanach umysłu nieco raziło mnie używanie słowa „Murzyn” czy „murzyński” przez autorkę. Rozumiem jednak, że, pisząc o klansmanach, oddawała w ten sposób ich światopogląd. Dodajmy też, że książka ukazała się w 2015 r., a więc jeszcze przed naszą polską „awanturą o Murzynka Bambo”. Być może dzisiaj te określenia byłyby zastąpione bardziej odpowiednimi dla naszej obecnej wrażliwości. Niemniej jednak książka warta uwagi i namysłu, jak niewiele potrzeba, by patrzeć na drugiego człowieka z wyższością, nawet jeśli nie różni się od nas kolorem skóry.

Autor: Katarzyna Surmiak-Domańska
Tytuł: Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość
Wydawnictwo: Czarne
Data: 2015

Opublikowane przez Aleksandra Joanna Małgorzata

Czytanie wyssane z mlekiem matki? Możliwe, i mam jedynie nadzieję, że przeniesie się w genach na kolejne pokolenie.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: