Arthur, Walentina, Niklas, Elżbieta, Richard, Serafin, Andrzej, Alex, Gotfryd, Dina, Michael, Władysława… To imiona tylko kilkorga bohaterów reportażu Grzebałkowskiej, która, nie bez przesady, zjechała pół świata, by do nich dotrzeć. Powiedzieć, że ich relacje wojenne są wstrząsające, to nic nie powiedzieć.

Warto czytać wszystko, co napisała ta autorka, bo, póki co, nie ma tego za dużo. Jej reportaże: Ksiądz Paradoks. Biografia Jana Twardowskiego (2011), Beksińscy. Portret podwójny (2014), 1945. Wojna i pokój (2015), Komeda. Osobiste życie jazzu (2018) i wreszcie Wojenka. O dzieciach, które dorosły bez ostrzeżenia (2021) zdumiewają mnie ogromem pracy, jaki podjęła, by dotrzeć do swoich bohaterów (jeśli jeszcze żyją) lub do tych, którzy ich znali, do różnych dokumentów i świadectw epoki. I sposób, w jaki opisuje te wszystkie trudne i bolesne historie, też mnie zachwyca – krótkie podrozdziały, nie za dużo odautorskich dywagacji; zdobyte i opisane materiały mają przemawiać same. Jej najnowsza książka ponownie wraca do tematu wojennego, tym razem są to relacje osób, które w latach II wojny światowej były dziećmi. Autorka geograficznie i w wyobraźni odwiedziła Wolne Miasto Gdańsk, Gułag, Generalne Gubernatorstwo, Syberię, Stany Zjednoczone, Hiszpanię, front wschodni (Białystok), Karłag (dawny obóz pracy niedaleko Karagandy) i Prusy Wschodnie (dzisiejszy Kaliningrad). Oczywiście historie, które zebrała, w jakiejś mierze mogą być znane czytelnikowi skądinąd (np. relacje powstańcze z Warszawy czy życie codzienne w łagrze), niemniej jednak są to jednostkowe losy jej bohaterów wpisane w wielką wojenną historię.
Mnie szczególnie poruszyły rozdziały poświęcone synowi Hansa Franka Niklasowi oraz opowieści dwóch Japończyków Minoru Tonai i Richarda Iseriego, mieszkających w USA, dziś już mocno wiekowych, a jako dzieci internowanych, a wręcz wyrugowanych ze swoich gospodarstw i domów, po ataku Japonii na Pearl Harbour. Ich bliskich oskarżono o szpiegostwo na rzecz cesarstwa japońskiego, mimo że byli obywatelami amerykańskimi.
Ostatni rozdział książki autorka poświęciła zaś swojej babci Władysławie Gawryluk, z domu Kwitkowskiej, wywiezionej jako nastolatka na roboty do Niemiec. Nieco tej osobistej, rodzinnej historii znalazło się już we wcześniejszej książce „1945. Wojna i pokój”, jednak tutaj jest ona w pełni opowiedziana do końca słowami nieżyjącej już babci. Bohaterowie Grzebałkowskiej pamięć wojennych wydarzeń i pozostałe po nich rany (nie tylko te fizyczne, ale przede wszystkim psychiczne) dźwigają całe życie. Niklas Frank próbował zrekonstruować swoje dzieciństwo w GG, gdy jego ojciec nazywał siebie „królem Polski” i rezydował na Wawelu, właściwie przez większość swego dorosłego życia.
Niklas nie ma pieniędzy i musi zarabiać na studia. Najpierw jest robotnikiem budowlanym, potem zaczyna pisać recenzje filmowe. (…) już nikomu nie mówi, że jest synem Hansa Franka. O ojcu potrafi mówić tylko źle, a ludzie go wtedy próbują przekonać, że nie ma racji. Na szczęście nazwisko Frank jest popularne w Niemczech, więc z czasem zaczyna mówić, że jego zmarły ojciec był po prostu adwokatem. Tak jest lepiej.
– Zacząłem zbierać wszelkie informacje o ojcu. Zabrałem z domu matki, za zgodą rodzeństwa, wszystkie listy i dokumenty. Jeździłem do archiwów i bibliotek. Czytałem przemówienia ojca. Spotykałem się z jego znajomymi, wypytywałem krewnych. Każdą książkę o III Rzeszy zaczynałem czytać od indeksu, sprawdzając, czy jest tam nazwisko Hansa Franka. Pojechałem nawet do Ameryki do ojca Sixtusa. Rekonstruowałem swoje dzieciństwo, konfrontowałem moje wspomnienia z pamięcią innych, odnalazłem moją nianię, zamęczałem pytaniami o czas wojenny moich braci – mówi Niklas Frank.
Odchodzi z uczelni przed dyplomem, choć promotor proponuje mu asystenturę, i zatrudnia się w ilustrowanym tygodniku „Stern”. Jest dziennikarzem. I wciąż gromadzi materiały dotyczące ojca. (…)
Zostaje korespondentem wojennym. Redakcja wysyła go po materiał w miejsca, gdzie toczą się walki. Jest na Bałkanach, w Iraku, Kambodży, Afryce Południowej, Angoli, Kolumbii, Haiti.
– To dziwne, ale dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że w czasie II wojny światowej tak naprawdę nie widziałem wojny – mówi.
W latach osiemdziesiątych pierwszy raz jedzie do Polski. Wraca do niej potem wiele razy. Robi wywiad z Lechem Wałęsą po wygranych wyborach prezydenckich. Opowiada:
– Spotkanie odbywało się w Belwederze. Siedzieliśmy z prezydentem Wałęsą przy okrągłym stole, a mnie cały czas kusiło, żeby mu powiedzieć, że to była kiedyś warszawska siedziba mojego ojca. Że być może goniłem swojego tatę wokół stołu , wołając, żeby mnie wziął na ręce i przytulił. (…)
Pod koniec lat osiemdziesiątych Niklas Frank bierze urlop i w dziesięć tygodni pisze książkę o ojcu. Płacze, klnie, złości się, wali z furią w klawisze maszyny do pisania, którą odziedziczył po matce [s. 131–132].
Wojna okaleczyła wszystkich, którzy ją przeżyli, i cywilów, i wojskowych – truizmem jest, że najbardziej ucierpiały dzieci. I mimo że te dzieci dziś same mają wnuki, a i czasem prawnuki, pamięć tego czasu wciąż jest w nich żywa. I jestem wdzięczna autorce, że włożyła tyle trudu, by zachować i przekazać te relacje.
Autor: Magdalena Grzebałkowska
Tytuł: Wojenka. O dzieciach, które dorosły bez ostrzeżenia
Wydawnictwo: Agora
Data: 2021