Pokora Twardocha jest spoza kręgu moich zainteresowań i z całą pewnością wyrzuciła mnie ze strefy komfortu. Ale jest tak cudownie napisana, że trudno się od nie oderwać i trudno ją czytać jednocześnie. Powieść paradoksów – myślę, że tak można o niej śmiało mówić.

Na pierwszy plan wysuwa się język, którym jest napisana. Narratorem jest bohater – Ślązak, Alois Pokora, który całe swoje życie poświęcił na to, by udowodnić każdemu, kto chciał i nie chciał wiedzieć, że jest dobrym Niemcem. I choć z domu mówiło się „po naszemu” a dzięki matce poznał polski, spędził lata na szlifowaniu niemieckiego. W ten sposób w dorosłym życiu swobodnie posługuje się trzema językami a dwa kolejne ma wyuczone na poziomie gimnazjalnym
(…) władający w ograniczonym
stopniu dwoma językami martwymi i w stopniu nieco mniej ograniczonym, acz
niepraktykowanym, dwoma językami żywymi, tak się składa, że akurat językami
naszych wrogów, bo francuskim i angielskim (…) (s. 446).
I narracja, w zależności od kontekstu, przebiega w owych trzech językach, czasami nawet w obrębie jednego zdania.
A jak twoje wychowanie patriotyczne, chłopcze? Ksiądz Peter przeszedł na niemiecki. Nawet jeśli w domu mówicie po polsku, to jeszcze nie znaczy, że nie możecie być dobrymi poddanymi cesarza, dobrymi Niemcami. Nie damy sobie przecież powiedzieć, że niemiecki katolik w patriotyzmie ustępuje protestantom (s. 56).
Pokora jest w wieku 27 lat zniszczonym życiem człowiekiem; odznaczonym bohaterem wojennym, który nie ma co ze sobą zrobić. Na jego oczach stary ład się rozpadł i już nie przynależy do poddanych kajsera, nie jest cywilem, nie jest Polakiem, Ślązakiem, Niemcem. Jest nikim, Aloisem Pokorą, który ponownie szuka swojego miejsca w życiu. Jest zniszczony wojną i szukaniem swojej tożsamości. Wie, kim nie jest ale nie wie, kim jest. Trzy narodowości w Pokorze nie tworzą całości, nie scalają się, są w ciągłym konflikcie, przez co bohater nigdy nie zaznaje spokoju. I w tradycyjnym eposie bohater rozwija się na tle ważnych wydarzeń historycznych, tymczasem Pokora jest wobec tych wydarzeń postacią raczej bierną i poddaje im się (jak mi się zdaje – właśnie w poszukiwaniu celu i sensu życia po wielkiej wojnie), jednocześnie spotykając na swej zawiłej drodze barwne i niesamowicie ciekawe postaci.
W tym kontekście pięknie gra nazwisko bohatera – pokora wszak to cnota polegająca na niewywyższaniu się. I faktycznie, choć początek opowieści Lojziczka może się wydawać zaprzeczeniem tej tezy (wszak jest wybrańcem farorza, który płacił za nauki w gimnazjum), to jednak przychodzi moment refleksji, kiedy Alois nie chce transgresji kulturowej, ale z chaty rodzinnej już wyrósł, a do miejskiego życia się nie wpasował wystarczająco, żeby nie odstawać.
Pokora to trudna w czytaniu powieść, pierwszoosobowa narracja epistolarna do niespełnionej, wielce romantycznej miłości nie ułatwia czytania tej brutalnie szczerej, niemal wiwisekcyjnej historii, która jest jednocześnie utrzymana w niezwykle stonowanej, eleganckiej formie. Uważam jednak, że warto ją przeczytać, bo pytania, które stawia Twardoch, to pytania elementarne: o znaczenie wielkiej historii, o znaczenie ludzkiego życia, jego cenę czy tożsamość.
Autor: Szczepan Twardoch
Tytuł: Pokora
Wydawnictwo: Literackie
Data: 2020