Człowiek bez właściwości [Pokora, Szczepan Twardoch]

Najnowsza powieść Szczepana Twardocha, Pokora, ma na okładce obraz George’a Grosza Down with Liebknecht – syntetyzujący niemal wszystko to, co znajdziemy między okładkami. Niemiecki polityk i marksista Karl Liebknecht, excusez le mot, goła baba, wykrzywione wąsate gęby… To nie jest niestety przyjemna i lekka lektura, ale warto przez nią przebrnąć.

Szczepan Twardoch, Pokora

Z książkami Szczepana Twardocha mam ten problem, że niesamowicie mi się podobają, nie mogę się od nich oderwać, ale kosztem zaliczenia po lekturze spadku nastroju. Tak miałam z Morfiną, Królem i Królestwem (Dracha na razie pominęłam z obawy, że nie podołam szybko wygrzebać się potem z dołka…), i tak też jest z Pokorą. Podobnie jak wyżej wymienione pochłonęłam ją w kilka dni i potem zastanawiałam się, czy było warto, wiedząc, jak się to może skończyć. Otóż – warto. Alois Pokora, z dziada pradziada Ślązak, jako jedyny z licznego rodzeństwa dostał szansę uczęszczania do szkół – jego bracia razem z ojcem poszli na grubę (czyli pracować w kopalni), a on do gimnazjum, potem na studia. Pomógł mu w tym lokalny proboszcz, który dostrzegł w chłopcu potencjał, opłacał mu szkoły i stancję, dając tym samym szansę na poprawę losu. Jednak kosztem było zerwanie niemal całkowicie relacji chłopca z rodziną; gdy przyszedł 1914 rok, Alois, student filozofii z Breslau, zaciągnął się na ochotnika do armii. I mimo że cudem niemal wyszedł z okopowej wojny, ta wojna zupełnie nie wyszła z niego. Jako 27-letni porucznik wraca do Berlina i próbuje się odnaleźć w całkiem nowym świecie rodzącej się Republiki Weimarskiej.

Alois nie czuje potrzeby przynależenia do żadnej narodowości ani ideologii, jest mu właściwie obojętne, kim będzie wedle poglądów czy nominacji – rewolucjonistą, narodowcem czy obrońcą starego porządku, Niemcem czy Ślązakiem (byleby nie Polakiem, patrz cytat niżej). Liczy się tylko nieodwzajemnione uczucie do Agnes, do której nieustannie się zwraca, o której nie może przestać myśleć w okopach i której widok po latach rujnuje mu krótkie rodzinne szczęście i stabilizację. Bo też nie ma szans na żadną stabilizację w jego życiu, wszystko w końcu musi się rozsypać, nawet jeśli jeszcze nie całkiem się narodziło, jak Polska po 1918 roku.

W 1914 roku poszedłem na wojnę na ochotnika. Myślę nawet, że z tych samych powodów, dla których poparł ją Hirschfeld, chciałem udowodnić wszystkim, że jestem dobrym Niemcem, że jestem godzien tego zaszczytu. Hirschfelda niemieckość była wątpliwa, bo jest Żydem, moja była wątpliwa i dalej jest, bo u mnie w domu, z rodzicami, mówiło się po polsku.(…)
Nie chcę być Polakiem, mówię i sam dziwię się własnym słowom.
Przypominam sobie nagle twarz Brauna-Towiańskiego, kiedy swoją wyrafinowaną niemczyzną opowiadał mi o tym, że być Polakiem to przekroczyć małość niemieckiej tożsamości, to wyrwać się z tego drobnomieszczańskiego, obsesyjnego porządku, to zwrócić się ku tożsamości duchowo rozwiniętej, niebosiężnej, spirytualnej.
Nie chcę być Polakiem, powtarzam, bo to nie jest poważna rzecz dla poważnych ludzi, ta cała ich Polska. (…)
To nie jest poważne państwo, to jest jakieś sezonowe państewko, odpowiadam. Nie może być poważnego państwa między Rosją a Niemcami. To nie jest poważne państwo, powtarzam i słyszę, że trochę plącze mi się już język, słowa i myśli sklejają mi się ze sobą, splatają, wiją [s. 212–213].

W Berlinie Alois najpierw trafia do środowiska rewolucjonistów, przysłuchuje się oracjom Róży Luksemburg i Liebknechta, próbuje walczyć ramię w ramię z bojownikami nowej sprawy. Potem trafia w ręce narodowców, obrońców dawnych czasów, stara się na nowo nawiązać kontakt z dawno niewidzianą rodziną, założyć własną i żyć spokojnie. Wszystkie te próby kończą się porażką. Nie ma dla niego miejsca ani w konkretnej grupie społecznej, ani w którymś z narodów, on sam właściwie zdaje się nie istnieć tak na serio i namacalnie. Po co zatem czytać tak ponure i opasłe powieścidła? Dobre pytanie. Alois przez całe życie doświadcza upokorzeń, przemocy, prześladowań, właściwie to nikt go nie kocha i nie potrzebuje. Czasem mu współczułam, a czasem strasznie mnie wkurzał jego ośli upór w stałości w beznadziejnym uczuciu do kobiety, która wciąż go odrzuca, czy wręcz jego nieporadne rozmemłanie. Jednak nie pozostawił mnie obojętną, a to, moim zdaniem, jedna z cech wartościowej literatury. Nawet tak ponurej jak Twardochowa Pokora.

Autor: Szczepan Twardoch
Tytuł: Pokora
Wydawnictwo: Literackie
Data: 2020

Opublikowane przez Aleksandra Joanna Małgorzata

Czytanie wyssane z mlekiem matki? Możliwe, i mam jedynie nadzieję, że przeniesie się w genach na kolejne pokolenie.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: