Czy kabareciarz może być pisarzem udanych kryminałów psychologicznych? Oczywiście. Przemysław Borkowski, znany z występów w Kabarecie Moralnego Niepokoju, swoją trzecią książką o psychologu Zygmuncie Rozłuckim potwierdza, że jest zaiste rasowym pisarzem.

Pierwsza część cyklu, Zakładnik, wyszła w 2017 r., druga (Niedobry pasterz) rok później, zatem teraz czas na trzecią. Widowisko rozgrywa się w Olsztynie – i to dosłownie, trwa tam bowiem festiwal teatralny i do miasta zjechały grupy aktorów z Polski i ze świata. Podczas ulicznej parady artystów na wiadukcie nad miastem ginie człowiek, a jego śmierć z oddali wygląda jak element spektaklu rozgrywającego się poniżej, łącznie z fajerwerkami. Morderca w masce zainscenizował ją od początku do końca – podobnie jak kolejne, dość makabrycznie wpisujące się w festiwalowe pokazy. Dlatego lokalni policjanci, tak naprawdę bezradni, proszą o pomoc Zygmunta Rozłuckiego, znajomego psychologa, który pomógł im już przy poprzednich sprawach. Kim jest Rozłucki? Sam autor opisuje go tak:
jest kiepskim psychologiem i jeszcze gorszym psychoterapeutą, który niespodziewanie dla samego siebie otrzymuje szansę przeżycia fascynującej przygody. Cierpi na wypalenie zawodowe, bo niezbyt lubi to, co robi, jest psychoterapeutą sfrustrowanych pracowników korporacji. (Rozmowa z Przemysławem Borkowskim, miesięcznik „Policja 997”, nr 9(150), wrzesień 2017).
W Zakładniku Rozłucki staje się świadkiem zamachu terrorystycznego w telewizji, co, paradoksalnie, daje mu szansę na zmianę życia – zaczyna prowadzić dziennikarskie śledztwo razem z reporterką Karoliną Janczewską, by wyjaśnić m.in. motywacje zamachowcy. W Niedobrym pasterzu również w duecie szukają zabójcy olsztyńskiej piętnastolatki. A w Widowisku Zygmunt, jeśli nadal chce pomagać policji w znalezieniu kolejnego mordercy (początkowo nie chce wcale), musi stać się pracownikiem policji na etacie… sekretarki. Fiasko jego śledczych i życiowych działań skłania go do takiej oto refleksji:
Coraz wyraźniej widział ograniczenia swojej metody, którą trudno byłoby nawet nazwać śledczą. Policjanci opierali się na twardych dowodach, profilerzy na statystykach, doświadczeniu i badaniach naukowych, a on? On po prostu próbował zrozumieć, co się stało. Mając do pomocy tylko swoją intuicję, rozum i coraz bardziej dla niego samego wątpliwą wiedzę psychologiczną. A to – teraz to rozumiał – było o wiele za mało. Świat był zbyt skomplikowany, zawierający zbyt duży komponent chaosu, a on był w tej dziedzinie amatorem, żółtodziobem, nie miał narzędzi, by to wszystko ogarnąć.
I faktycznie, niemal do ostatnich stron pogoń za mordercą z reżyserskimi inklinacjami trwa w najlepsze. Mimo powyższych braków, tak przez niego wypunktowanych, Rozłucki całkiem nieźle (przy wsparciu oczywiście policyjnych kolegów) i tym razem sobie poradził.
Przemysław Borkowski powinien się zatem już nie kojarzyć z kabaretowymi występami, ale z dobrym kawałkiem lektury, trzymającej w napięciu i niepozbawionej rzetelnego umocowania w środowisku policyjnych procedur. To komplement, bo właściwie każdy szanujący się dziś pisarz ma wokół siebie sztab konsultantów od spraw wszelakich. Tylko w sprawie lokacji olsztyńskich nie musiał się z nikim konsultować – autor stamtąd pochodzi i umieszczenie akcji swoich kryminałów w rodzinnym mieście jest poniekąd podróżą sentymentalną do kraju lat dziecinnych. Moją uwagę przykuwa też spójna szata graficzna wszystkich trzech części cyklu. Mała tylko uwaga (z przymrużeniem oka): może by tak na okładce kolejnej książki dać w końcu jakąś kobietę? Bo że powinna być kolejna część zmagań Rozłuckiego z życiem, tego jestem pewna. W każdym razie ja czekam niecierpliwie. Dobra książka co roku to brzmi zacnie.
Autor: Przemysław Borkowski
Tytuł: Widowisko
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 2019