Beckett, mistrz pokazywania małych społeczności oraz miejsc w Anglii tak małych, że ledwo je można znaleźć na mapie, tym razem zabiera czytelników na słone mokradła Mersea, gdzie morze oddało zwłoki.

Wszystko wskazuje na to, że odnalezione w wodzie zwłoki należą do Leo Villiersa, syna lokalnego bogacza. Zaginiony kilka tygodni wcześniej, znany był z hulaszczego trybu życia, picia i zażywania narkotyków. Wezwany do zbadania zwłok David Hunter natrafia nie tylko na mur milczenia lokalnej społeczności, lecz także na nieprzyjazne morze oraz wrogi strumień. Wspólnie te siły natury wyeliminowały Huntera ze śledztwa oraz spowodowały komplikacje zdrowotne. Utknięcie na wyspie to dla antropologa możliwość prowadzenia własnego dochodzenia.
Wydawało mi się, że poprzedni tom był słabszy od wcześniejszych, ale ten to powrót Becketta do formy – są mroczne tajemnice, skrywające mroczniejsze sekrety i jeszcze więcej mrocznych zagadek. Mnożą się zaginione osoby, znajduje się więcej zwłok i jest coraz więcej pytań, a odpowiedzi w zasadzie żadnych. Jest dużo zdradliwej wody, która zmywa wszystkie ślady, jest ciemno, a ludzie pojawiają się znikąd i znikają w równie tajemniczych okolicznościach. Ale wszystko, co zabiera woda, musi też kiedyś oddać.
I jest to chyba pierwszy tom, który i prawda jest o stracie, ale pierwszy raz nie dotyczy ona Huntera. To miła odmiana, bo wydaje się, że i tak balansuje na krawędzi.
Autor: Simon Beckett
Tytuł: Niespokojni zmarli
Przekład: Sławomir Kędzierski
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: 2017