Bardzo trudno napisać coś o książce, która nie jest tym, czym się wydaje. Tak jest z Distortion Cezarego Zbierzchowskiego, które zaczyna się jak dziennik żołnierza sił stabilizacyjnych na Bliskim Wschodzie. Czym zatem jest ta książka?

Markus Trent trafia na pustynię Saladh wraz z kontyngentem sił stabilizacyjnych. I gdyby nie podstawowe fakty geograficzne, które przenoszą czytelnika do nieznanych krain, można by pomyśleć, że to historia z Iraku – wymiana myśli i informacji wśród żołnierzy jest bardzo podobna do retoryki znanej z amerykańskich filmów jak np. Snajper czy nawet wojskowe procedurale w typie NCIS.
Markus pisze listy w dalszą przyszłość – drogi jego i matki jego dziecka rozeszły się i teraz jedyną możliwością kontaktu jest korespondencja, która ma odnaleźć syna w przyszłości. Bohater opisuje codzienność; akcje, w których bierze udział; swoich kolegów z oddziału. Opisuje życie z chorobą, która jest z nim od lat i metody, którymi próbuje ją okiełznać. Nie upiększa, nie ubarwia. Ale to, co o niej pisze, powoduje, że nie możemy mu ufać. Choroba zaburza jego postrzeganie i osąd, powoli prowadzi do obłędu, pozwala widzieć i słyszeć rzeczy, których nie ma.
Powieść Distortion podejmuje wiele wątków, większość traktuje z pewną delikatnością – prawa człowieka, prawo do samostanowienia, życie z chorobą (zarówno z własną, jak i partnera), samą rzeczywistość wojenną, ale gdy autor buduje metaforę wojny – nie ma w niej subtelności, która towarzyszy nam w całej reszcie książki. Ta metafora nie jest piękna, nie wybacza, nie bierze jeńców – jest jak sama wojna: okrutna, zła, odczłowieczona i bezduszna. I wiem, że to absurdalny dysonans, że gdy mamy do czynienia z opisem akcji, gdy giną ludzie, to jest on łagodniejszy niż metafora, która powinna być omowna, tymczasem jej obraz jest stokroć okrutniejszy od codzienności, która tam się toczy i jest zwyczajna, a pisze o niej w takie sposób:
Zabiliśmy właśnie pięciu ludzi, a szóstego wieziemy z tyłu, związanego jak zwierzę. Jesteśmy w doskonałych humorach. Żartujemy i śmiejemy się razem, jakbyśmy właśnie wygrali tę wojnę i mieli wracać do domu. Myślę że dzisiejszej nocy będziemy spać jak dzieci (s. 218).
Distortion zapadła we mnie głęboko. Po pierwszym czytaniu nie byłam w stanie nic o niej napisać, ponieważ wydawało mi się, że brakowało w niej zdarzeń, że brakowało w niej treści, że brakowało w niej książki. A potem był koniec i ten koniec wydawał mi się tak bardzo nieprzystający do pozostałej części, że nie potrafiłam sobie z nim poradzić. Drugie czytanie pozwoliło mi dostrzec budowanie napięcia poprzez dokładanie informacji o rzeczach, których nie widać, spojrzeć z perspektywy intertekstualnej. I dostrzec właśnie to, że narratorowi nie można ufać.
Czytanie Distortion nie jest przyjemne. To jak kąpanie się w czerni. Ale czasem tak właśnie jest, nim się obejrzysz, a nurkujesz i nie wiesz, którędy na powierzchnię. I tak wchłania ta powieść.
Autor: Cezary Zbierzchowski
Tytuł: Distortion
Wydawnictwo: Powergraph
Data wydania: 2019