Magia w wielkim mieście [Front burzowy, Jim Butcher]

Seria powieści fantastyczno-kryminalnych Jima Butchera o przygodach maga Harry’ego Dresdena wzbudza ostatnio dość duże zainteresowanie. Pierwszy tom, Front burzowy, wprowadza nas w świat mrocznego Chicago, które stoi u progu zmian.

Harry Dresden jest potężnym magiem, takich jak on jest w Stanach  kilkudziesięciu, może dwudziestu. Z przyczyn, które są tylko mgliście wspomniane, prześladuje go rada magów, ma też kuratora w osobie Morgana, który pilnuje każdego rzuconego przez niego czaru. Jednak jest jedna osoba, która docenia magiczne zdolności Dresdena, nawet jeśli w nie za bardzo nie wierzy – to Karrin Murphy – policjantka. Dowodzi ona departamentem zajmującym się przestępstwami magicznymi. Istnieje czy nie – magia potrafi zabić.

Butcher pokazuje świat, w którym ludzie odeszli od natury i magii, by skupić się na nauce i technologii, w związku z tym przestali w nią wierzyć. Ale to magii i istotom magicznym w ogóle nie przeszkadza istnieć na marginesie ludzkiego postrzegania. Są tu wampiry, wilkołaki, magowie, elfy, demony, czary i policyjni konsultanci do spraw magicznych.

We Froncie burzowym Dresden zostaje wezwany do dwojga ludzi zamordowanych na odległość poprzez wyrwanie serc. Wydaje się, że zabójca znalazł receptę na morderstwo doskonałe. W tym samym czasie Harry dostaje również zlecenie prywatne, by odnaleźć niewiernego męża i choć nie jest prywatnym detektywem, zaniepokojona żona upiera się, by się tym zajął. Biedny mag, zwykle próbujący spiąć budżet na koniec miesiąca, tym razem cierpi na klęskę urodzaju jeśli chodzi o liczbę spraw w grafiku.

Ta powieść ma wszystko, co lubię – kryminał i urban fantasy! A jednak coś tu nie pasuje. Po pierwsze ustanowienie bohaterem człowieka ze słowotokiem i przerośniętym ego miało być w założeniu zabawne, ale w realizacji nie wyszło. Pierwszoosobowa narracja powoduje, że po kilku stronach mam ochotę udusić tego kretyna. Butcher też nie buduje żadnego świata przedstawionego, wstawia garść ogranych gadżetów ze stereotypowego świata magii (z czego najzabawniejszy jest elf uzależniony od pizzy – stary, jak ja cię rozumiem!), ale wszystko razem jest przedstawione w sposób w najlepszym razie poprawny. Nie porywający, nie wciągający… Poprawny.

Tak, dam Dresdenowi jeszcze szansę, bo ma potencjał, choć mam wrażenie że na razie jest Garym Stu i autor nie dał mu już za bardzo możliwości rozwoju. Jednak sam autor tej przestrzeni ma aż nadto i chętnie sprawdzę, czy ją zacznie wypełniać. Z radością bym się rozejrzała po Chicago, w którym coraz liczniej pokazują się magiczne postaci i dowiedziała co nieco o zasadach magii, na przykład dlaczego zwalcza technologię.

Na koniec kilka słów o przekładzie – znalazłam w nim słowa, których współcześnie się nie używa – kocham język Cholewy, choć przekłada on właśnie książki, których humor mnie nie porywa (Pratchett) i nawet najwspanialsze tłumaczenie nie poprawi słabości fabularnych. Ale na pewno daje ogromną przyjemność obcowania z bogatym językiem, który (mam takie wrażenie) jak magia w Chicago, funkcjonuje gdzieś na granicy postrzegania.

Autor: Jim Butcher
Tytuł:
 Front burzowy
Przekład: 
Piotr W. Cholewa
Wydawnictwo: 
Mag
Data wydania:
2015

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

%d blogerów lubi to: