Po zakończeniu poprzedniej części dość niecierpliwie czekałam na kolejną. Może bez wypieków na twarzy, ale z pewnym napięciem, bo clifhangera nie powstydziłby się Bolesław Prus, wydając Lalkę w odcinkach. Ale to niesie ze sobą konsekwencje, a jedną z nich jest to, że będzie spojler już na początku.
Szczerze mówiąc myślałam, że atak napastnika z kwasem będzie wyjściem do poronienia i niszczenia człowieka w sądzie. To było rozsądne i logiczne założenie, ale w uniwersum Mroza logika nie bywa częstym gościem, więc szósta część zaczyna się niczym. Serio, nie pamiętam początku, a czytałam go dwa razy.
Chyłka dużo się nad sobą roztkliwia, jest bardzo w ciąży i nie może pić, palić i uprawiać seksu z przypadkowymi facetami. Najgorzej na świecie. Umartwia się na tyle, że nie pija nawet kawy (czego już nie rozumiem), ale dalej cierpi na bezsenność (to rozumiem). Nagle spada jej z nieba sprawa polityczno-kryminalna. Dawny solidarnościowiec, skazany za zabójstwo czterech nieletnich, zgłasza się do niej po pomoc, ponieważ pojawiają się dowody, że został wrobiony. Chyłka, drążąc sprawę, odkrywa, że… jedna z ofiar żyje.
W tym czasie Oryński dostaje spodziewane wypowiedzenie z kancelarii, wszak uciekł z egzaminu, po czym niespodziewanie zostaje aresztowany za zabójstwo matki. W areszcie spotyka starego znajomego – Gorzyma, który w pierwszym tomie pobił bohatera do nieprzytomności. I teraz też, działając na zlecenie tego samego klienta, zamierza najpierw Oryńskiego przecwelować, a gdy się nie udaje, ostatecznie zabić.
Tu wypada wspomnieć, że Kordianowi udaje się wymknąć z niebezpiecznych sytuacji dzięki Chyłce (zwanej czule przez mojego męża Odchyłką, a przez mojego syna ciocią), która podsuwa chłopakowi rozwiązania, na które sam by nie wpadł. Ich relacja opiera się na niedopowiedzeniach, co sprowadza ten romans do poziomu podstawówki – bohaterowie analizują, co które zrobiło, na kogo spojrzało. No są momenty, że miałabym ochotę wziąć za frak i zaciągnąć na terapię dla par.
Akcja jest jak zwykle prowadzona bardzo sprawnie, jednak fabuła się przez większą część nie klei. Pojawiają się donatorzy znikąd, po czym z postaci epizodycznych wyrastają do rangi bohatera… Po czym na końcu autor, ustami swojego porte parole tłumaczy, o co chodziło przez cały czas i jakie są powiązania. Wygląda na to, że to już modus operandi Mroza, bo wcześniej też musiał wyjaśnić zagubionemu w meandrach fabularnych czytelnikowi, co się tam właściwie wydarzyło (np. w Czarnej Madonnie). Po kolei. Dwa razy. Wolę jednak kryminały, które pozwalają na wnioskowanie na podstawie quasi-sądów.
Emocje rozrywają tu czytelnika i bohaterów na strzępy. Wyjaśnia się sprawa ojcostwa (też deus ex machina). Oryński po wyjściu za kaucją z aresztu nie jest już tym samym człowiekiem – niemal kogoś zabił, stanął po drugiej stronie krat, co pchnęło go do sięgnięcia po znieczulenie, z którego wcześniej hojnie korzystała jego patronka. Podobnie Chyłka, która także zostaje zmuszona stanąć po drugiej stronie – i działać jako oskarżyciel posiłkowy.
No i powoli dojechaliśmy do zakończenia. spodziewałam się tego o tom wcześniej, ale w obecnej sytuacji marnie widzę kontynuację serii. Wyobraźcie sobie: Zordon i Chyłka zapijają swoje smutki na ławce w parku, potem już nawet wychodzić z domu im się nie chce i ostatecznie kończą jako bohaterowie kolejnej serii kryminalnej – znalezieni zapici w melinie. Jak mi idzie prekognicja? Bohaterem następnej serii może być Kormak.
Autor: Remigiusz Mróz
Tytuł: Oskarżenie
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 2017
A ja obstawiam, że następnym materiałem na bohaterkę będzie młoda prokurator, która oskarżała Zordona. Mróz Chyłkę wprowadził w końcu do swojego \”uniwersum\” w cyklu komisarza Forsta. Opisy obu Pań w konstrukcji są dość podobne…
PolubieniePolubienie
Spin off spin offu z Feruś w roli głównej? Swoją drogą cykl o Forście też mu niebezpiecznie zdryfował w stronę bohaterki.
PolubieniePolubienie