Czy zastanawialiście się kiedyś, jak wyglądało życie bez prądu? Mnie się taka refleksja już zdarzyła tutaj, po obejrzeniu Revolution. O ile serial jednak pokazywał rzeczywistość z perspektywy niemal dwóch dekad od wyłączenia prądu, o tyle w powieści wszystko się dzieje na oczach czytelnika i zdumionych bohaterów.

Z niewyjaśnionych przyczyn w Europie zgasło światło. Jeden z bohaterów, Piero Manzano, doświadcza tego w wyjątkowo nieprzyjemny sposób – bierze udział w karambolu, gdy na skrzyżowaniu gasną światła drogowe. Jednocześnie jest on jednym z pierwszych, którzy orientują się, że całkowity blackout ogarniający kontynent to nie przypadek.
Pierwsze doby przebiegają spokojnie, ludzie sobie pomagają w miarę możliwości i czekają niecierpliwie, że stan rychło się poprawi. Straż pożarna uwalnia ludzi z metra, z wind, toalety spłukuje się wodą z butelki, a benzynę mają ci, którym się udało zatankować do pełna przed wyłączeniem prądu. Taksówki nie jeżdżą, telefony się rozładowują, pracownicy nie docierają do pracy i marzną w domach bez ogrzewania.
Jednak gdy sytuacja się przeciąga i prąd nie wraca, rośnie zagrożenie z różnych stron – co się dało sprzedać w supermarketach bez użycia prądu i za gotówkę – zostało wykupione. Żywność z magazynów pod miastem nie może dojechać na miejsce wykupionej, a bez chłodni się psuje. Kto ma jakieś zwierzęta – ma szczęście. Ale za dużo zwierząt też nie zapewnia komfortu – nie ma komu wydoić tysięcy krów, które zdychają w męczarniach. Brak możliwości zapewnienia prawidłowej obsługi elektrowni powoduje, że rośnie zagrożenie skażeniem jądrowym. Szpitale pracują na oparach ropy w zapasowych generatorach, ludzie umierają w domu z braku leków, mając na kontach pieniądze, by je wykupić, ale nie mają dokąd się udać – ani po pieniądze, ani po leki. Te warunki powodują, że po upływie pewnego czasu, przyzwyczajeni do pewnego poziomu komfortu ludzie stają przed dramatycznymi wyborami, a często czują się zmuszeni do podejmowania decyzji, o które by siebie nigdy nie podejrzewali.
W takich warunkach Manzano, uznany za współwinnego zaistniałej katastrofy, udaje się w podróż przez Europę, by wyśledzić, kto go wrobił i właściwie w co. Towarzyszą mu w tym różne osoby – stary sąsiad, który ma córkę w Brukseli, ambitna dziennikarka, która dotychczas robiła setki a marzy jej się materiał życia, czy szef niemieckiej sekcji Europolu, który czuje się w obowiązku dowieść, że Manzano to stary oszust i haker, który ma na sumieniu światło w Europie.
Do słabych stron powieści należy jednak zaliczyć Wielkiego Złego. Oczywiście ludzie walczą z brakiem prądu i to jest wspaniale opisane, ale nie będzie żadnym spojlerem, jeśli napiszę, że podejrzenia głównego bohatera co do genezy awarii potwierdziły się i stał za nią atak terrorystyczny. I niestety, motywacje, postępowanie, decyzje i pochodzenie grupy stojącej za zaciemnieniem są bardzo słabe, powiedziałabym, że jedynie powierzchownie opisane i trudno oprzeć się wrażeniu, że to jakaś grupa podrzędnych cieciów, której się udało. Jednak gdy Manzano zaczął rozszyfrowywać metody działania, okazało się, że wielcy terroryści mają metody działania rodem z grupy przedszkolnej Krasnoludki i czekałam w napięciu, kiedy się okaże, że w dalszym ciągu go wrabiają. I gdy się okazało, że nie, oni naprawdę nie zabezpieczyli sobie żadnego wyjścia awaryjnego, byłam bardzo rozczarowana. Niemniej wątek ludzki ostatecznie nie jest tak istotny, jak ta lawina, którą wywołali.
Nie jest to najnowsza powieść, ale rzeczywiście warto do niej wrócić. Choć trudno mi było uniknąć porównania do powieści Dana Browna, w których jedynie profesor Langdon mógł uratować świat przed katastrofą, tak tu Piero dzielnie przemierzał Europę, by wreszcie kogoś zainteresować swoim niecodziennym odkryciem i uratować prąd. Niemniej postawiłabym jednak powieść Elsberga półkę wyżej niż serię Browna, nie tylko ze względu na stopień komplikacji, budowę charakterów i kwerendę, ale także z powodu głębokiej refleksji nad kruchością tego, co współcześnie uznajemy za oczywiste i należne człowiekowi.
Autor: Marc Elsberg
Tytuł: Blackout
Wydawnictwo:W.A.B.
Data wydania: 2015
Miałam już raz tę książkę w rękach i w ostatniej chwili odłożyłam ją z powrotem na półkę w księgarni, ale po tej recenzji zaczęłam trochę żałować swojej decyzji, bo fabuła wygląda zachęcająco. No cóż, może następnym razem jednak się skuszę 😉
PolubieniePolubienie