Gdy zbliża się nieodwołalny koniec świata, ludzie chętnie podejmują radykalne decyzje. Żona Dodge’a postanowiła go opuścić. Zostawszy sam, próbuje popełnić samobójstwo za pomocą płynu do mycia okien, ale gdy budzi się z maligny, okazuje się właścicielem brzydkiego terriera. W domu znajduje płaczącą sąsiadkę. Na ulicach są zamieszki, szerzy się sodomia i ogólna degrengolada, wszyscy którzy mogli, umknęli spotkać się z rodzinami, pożegnać i spędzić miło pozostały czas do końca świata.

Splot niezwykłych okoliczności powoduje, że we trójkę wyruszają w podróż w rodzinne strony Penny. Po drodze spotykają dziwnych ludzi, innych spotkać nie są w stanie…
Fabuła nie jest najambitniejsza, wątek fantastyczny – homeopatyczny. Natomiast bardzo mocną stroną filmu jest główny bohater. Steven Carrel, który zawsze kojarzył mi się z niskiej klasy żartami waginalnymi, pokazał ogromną klasę i talent – całkowicie mnie zauroczył. Mistrzowski jest epizod Williama Petersena, który monologuje nt. świadomości zbliżającej się śmierci.
Film porywający nie jest, ale jest co najmniej estetyczny, przyjemny i akurat na letni wieczór lub rozkoszną randkę.
Tytuł: Przyjaciel do końca świata
Reżysera: Lorene Scafaria
W rolach głównych: Steve Carell, Keira Knigthley i in.
Rok produkcji: 2012