Poczynania Podlewskiego zaczęłam obserwować od czasu, gdy publikował w wydawnictwie Studio Trusso, więc gdy na horyzoncie pojawiła się Głębia, natychmiast zamówiłam w zaprzyjaźnionej księgarni. A potem mnie wciągnęło.

Myrton Grunwald kupił Czarną Wstęgę pod wpływem impulsu. Statek-widmo zagubił się podczas skoku głębinowego i nigdy nie wrócił całkowicie, a to spowodowało, że narosło wokół niego wiele mitów i legend. Myrton to alkoholik, a jego załoga to… Dziwna zgraja podejrzanych indywiduów, jak to powiedziała kapitan Amelia w Planecie skarbów.
Przestrzenią, w której rozgrywają się wydarzenia jest Wypalona Galaktyka. To Mleczna Droga po tragicznych wojnach, po przejściu plagi, które ją całkowicie zniszczyły. Minęły tysiące lat od teraz. To, co przetrwało, jest zamieszkane przez kilka sekt – Elohim, Zbiór, Stripsów – które walczą o rząd dusz. Wszystkie są tak nieprawdopodobne, tak oderwane od współczesnych realiów, że mnie, jako czytelnika, skręcało z ciekawości, żeby dowiedzieć się, co się wydarzyło, żeby zapełnić jakoś tę lukę między dziś a czasem akcji. Bo to, co ukształtowało mieszkańców Wypalonej Galaktyki, to nie byle jakie tornado. Wszyscy ludzie są w jakimś stopniu cyborgami, nie mogą istnieć bez wspomagającej elektroniki, która – podobnie jak DNA – pochodzi od rodziców i buduje dzieci od czasów prenatalnych, by stać się niezbędnymi elementami ciała jak kończyny czy zmysły.
To co wyróżnia Głębię na tle innych space oper to bohaterowie. Od kapitana Grunwalda począwszy, na postaciach epizodycznych skończywszy. Każdy ma swoją historię, niezwykłą i wciągającą. Dzięki retrospekcjom czytelnik wie doskonale, jaką drogę przeszedł każdy, by znaleźć się w tym miejscu, w którym jest teraz – dlaczego Erin Hakl porzuciła karierę wojskową, Pinsleep Wise siedziała w psychiatryku, a Hub Tansky pali! W sercu statku! Prawdziwe neopety! A ostatecznie – jak Grunwald stracił poprzedni statek.
Na osobną wzmiankę zasługuje fizyka tego świata. Jeśli uważacie, że do pokonywania dużych kosmicznych odległości służą silniki nadświetlne, bo tak pokazywały Gwiezdne wojny i Star Trek, to porzuć wszelką nadzieję. Amerykańskie badania dowodzą, że wszechświat można pokonywać dzięki kieszonkom czy też zakładkom w nadprzestrzeni, dzięki którym dwa odległe miejsca znajdują się przez chwilę na tyle blisko siebie, by po prostu statek przeniknął tam, gdzie powinien. Obowiązuje jednak jedna zasada – załoga musi być w tym czasie nieprzytomna. Bo jeśli widzisz Głębię, to Głębia widzi Ciebie. A Ty tego nie chcesz.
Podsunęłam książkę mężowi (nie wiem dlaczego on zawsze zabiera książki, które ja dzielnie kupuję) i też mu się spodobała – na tyle, by napisać kilka słów od siebie! Więc poniżej męskim okiem.
Dla mnie osobiście ważną cechą gatunku science fiction było zawsze szukanie odpowiedzi na pytanie jak ludzie czy ludzkość poradzą sobie w obliczu nowej, przełomowej technologii, odkrycia, lub na przykład kontaktu z czymś obcym i niezrozumiałym. Głębia zdaje się zaczynać w momencie, w którym odpowiedź na to pytanie już padła i stąd historia toczy się w świecie Wypalonej Galaktyki, cmentarzysku Drogi Mlecznej, skazanej już na śmierć w Wypaleniu.
Nie jest to jednak całkiem martwy świat i ludzkość powoli odbudowuje swoją cywilizację, czy raczej jej ośrodki, których jest więcej niż jeden. Lecz jak to z cmentarzyskami bywa, więcej tajemnic jest w nich pogrzebanych niż odkrytych. I w toku opowieści okaże się, że wszystkie one mogą wrócić i ugryźć rzeczywistość w tyłek i to w zaskakujących konfiguracjach.
W takim otoczeniu poznajemy Myrtona Grunwalda i jego dysfunkcyjną załogę. Muszę przyznać, że jest to ciekawa zgraja, w dodatku los (czy też może jest to czyjś głębszy plan) stawia ich w centrum wydarzeń, które powinny ich przerosnąć. Zarówno jako jednostki i przede wszystkim jako grupę. Ciekawie jest oglądać jak stawiają (lub nie do końca) czoło przeciwnościom, jednocześnie poznając ich historie.
A każda z nich jest ważna i to właśnie ten ludzki element w obliczu absolutów, których z czasem pojawia się coraz więcej czyni tę opowieść w moim odczuciu ciekawą.
Mocne wydają się też podstawy naukowe, nie jestem w stanie dokładnie tego ocenić ale większość „towaru” po prostu do siebie pasuje. Mamy tu i tytułową głębię i zagięcia czasoprzestrzeni. Ludzie poprzez technologię Personali, zakodowanego w DNA interfejsu do obsługi wszechobecnej technologii, są czymś więcej niż dzisiaj i jednocześnie (w większości, ale nie wszyscy) pozostają tacy sami jak my. Można by teraz wymienić wszystkie sekty ludzkości i opisać czym są, wspomnieć o SI, o Obcych oraz o istotach transgresyjnych, które osiągnęły wyższy stan świadomości i w jaki sposób wszystko to doprowadziło do powstania świata, który poznajemy oczami Myrtona i innych. Jednak uważam, że o wiele ciekawej będzie samemu odkrywać te wszystkie tajemnice. Dla mnie osobiście Głębia to zdecydowanie jeden z mocniejszych punktów ostatnim czasie na rynku wydawniczym.
autor: Marcin Podlewski
tytuł: Glębia. Skokowiec
wydawnictwo: Fabryka Słów
data wydania: 2015
Obok Algorytmów Wojny, Głębia to też moje ulubione polskie SF ostatnimi czasy.
PolubieniePolubienie
Brzmi zachęcająco. Wrzucam w kolejkę!
PolubieniePolubienie