Thriller prawniczy polskiego Johna Grishama – brzmi zachęcająco? Czyta Krzysztof Gosztyła – lepiej być nie może, co?
Zachęcona trylogią o komisarzu Forście, którego autor ostatecznie wysłał w dalekie kraje, chętnie sięgnęłam po spin-offa, którego bohaterką jest prawniczka, broniąca w ostatnim tomie naszego dzielnego bohatera.
Choć mogłoby się wydawać inaczej, to nie Chyłka jest bohaterką cyklu. Funkcję bohatera pełni Konrad Oryński, świeżo upieczony aplikant, pracujący w prestiżowej kancelarii prawnej. Narrator ekstradiegetyczny z fokalizacją wewnętrzną (narrator zewnątrztekstowy przyjmuje perspektywę bohatera, ale w tym wypadku nim nie jest). Jest to człowiek bez charakterystyki: nie ma wyglądu zewnętrznego, czasem tylko narrator informuje, że Oryński ma podkrążone oczy z niewyspania lub przemyca podobne szczegóły. Wiadomo, że jest tuż po studiach, pali i pije kawę z mlekiem:
Pociągnął łyk latte, które chwilę wcześniej wziął na wynos w Coffeeheaven. Potem zaciągnął się papierosem, piątym w ciągu godziny, jeśli jego szacunki były trafne (Kasacja).
Trafia pod patronat wziętej pani mecenas (czy ciągle się tak mówi? Gdy byłam kilkanaście lat temu w kancelarii radcowskiej, to tak się zwracano do radców, a teraz Mróz mnie raczy „Pani adwokat” – naprawdę!), która (całkiem słusznie) traktuje go trochę jak przygłupa, a trochę jak maskotkę. Inna sprawa, że ona każdego traktuje jak przygłupa, choć sama, jak można się przekonać z biegiem akcji, gejzerem intelektu nie jest, a cięta riposta geniusza nie czyni. A Chyłka? To
(…) około czterdziestoletnia kobieta, którą Kordian mimowolnie otaksował wzrokiem. Mocno taliowany żakiet i obcisła spódnica nie pomagały w oderwaniu od niej spojrzenia (Kasacja).
Czy trudno się domyślić co będzie dalej?
– Zordon! – dało się słyszeć wołanie w norzeoborze.
Oryński je zignorował (…)
– Zordon!
Dopiero teraz Oryński uświadomił sobie, że zna ten głos.
Obejrzał się przez ramię i zobaczył idącą ku niemu Chyłkę.
– Wołam cię już któryś raz – powiedziała.
– Mam na imię Kordian.
– Zordon, Kordon, jeden pies – rzuciła (Kasacja).
I teraz problem, przed którym stawia czytelnika autor: jak bardzo można wierzyć Chyłce, jako bohaterce. O ile każdy tom pokazuje, że Zordon to prostolinijny chłopak o szczerych intencjach, o tyle pani adwokat (mecenas) gra i ukrywa wszystko, co się da. Cała jest kreacją.
Ukrywa przeszłość, rodzinę, alkoholizm, a ostatecznie…*
Sytuację ratuje bohater drugoplanowy – Kormak,
(…) chudzielec w małych, okrągłych okularach. Kordianowi przywodził na myśl Eltona Johna – młodszego o kilkadziesiąt lat i uboższego o kilkadziesiąt kilogramów. I ta wersja chyba nie była gejem, bo wbijała wygłodniały wzrok w dekolt Joanny (Kasacja).
Chłopak czyta tylko jednego autora, McCarthy’ego, wygrał życie, pracując w korpo na własnych warunkach, rozprowadzając radośnie „pobudzacz psychomotoryczny” wśród uczestników wyścigu szczurów, jednocześnie będąc jedyną niezastąpioną osobą w firmie.
Poznajemy Chyłkę, gdy broni syna jakiegoś prominenta od oskarżenia o morderstwo ze szczególnym okrucieństwem. Niestety, pech polega na tym, że sam oskarżony bronić się nie zamierza. W drugim tomie broni rozpaczliwie rodziców, oskarżonych o porwanie i zamordowanie własnego dziecka, choć o matce dziecka ma jak najgorsze zdanie, bo się znały od czasów liceum. Oczywiście zagęszcza się atmosfera między naszymi bohaterami (czy ja nie oglądałam już tego serialu? A, no tak, nawet się Mróz nie broni, przyzywa Suits po imieniu). Później podejmuje się wydobycia odszkodowania na rzecz Roma od firmy, którą drzewiej reprezentowała. Myślicie, że pachnie konfliktem interesów? E tam, nie widać go przez dno butelki. I w końcu zwraca się do niej kolega ze studiów, obecnie sędzia TK (nośny temat), oskarżony o zamordowanie przypadkowego człowieka. Jeśli chodzi o rozwój postaci, to Zordon nawet przyzwoicie dojrzewa, czego nie można powiedzieć o Chyłce.
Jeden z epizodycznych bohaterów, McVay, ma willę z lat 80. na Elsnerowie. Przeszłam się wobec tego po okolicy, żeby zbadać lokalne domy, ale żaden nie pasował. Otóż domy z czasów komuny są melinami, a nowsze są wilijkami z lat przełomu – znacie te niskie rozłożyste domy z parterowymi studiami i sypialniami ze skosami, w oknach których obowiązkowo są złote szprosy i wszystkie muszą być otynkowane na żółto? Ale być może chodziło o Zacisze między torami a Radzymińską? Zresztą widać, że chłopak ma jakąś słabość do okolicy. W ostatnim tomie, Immunitecie, klient mieszka na Wyspowej (odchodzi ona od Łodygowej) i pisze ze zdumieniem, że jest cicha i nie słychać na niej tramwajów. Mocno by mnie zdziwiło, gdyby pojawiły się tam odgłosy tramwajowe, gdyż najbliższe tory są ok. 5 km stamtąd. Pokazał mi to plan miasta.
Można przeczytać. Mróz ma styl potoczysty, mnie tylko zgrzytają te ni to błędy, ni to niezręczności językowe, które powodują, że powieść brzmi jak złe tłumaczenie.
Joanna starała się nie myśleć o tym, że ona również uszczknie kawałek tego ciasta (Rewizja)
Naprawdę? Tak się mówi po polsku? W Rewizji kończy posłowie słowami: Opole, 21 sierpnia – 14 września 2015 roku (Tak, pisałem dzień i noc. Nie pytajcie, ile czasu zabrała mi potem redakcja). Otóż widać, że niewiele. Niemniej, jako osobnica pisząca zwięźle nad miarę, szanuję słowotok i wodolejstwo jako sztukę, której mi poznać nie było dane.
Mam ochotę dać mu słownik.
Teraz będzie fragment dla osób, które przeczytały wszystkie tomy, lub lubią spojlery. Jeśli nie lubisz, zakończ czytanie, żeby nie było potem płaczu.
* ciążę!!! No błagam, jak Mróz zamierza przeprowadzić ciągle pijaną prawniczkę przez ciążę i co zamierza z nią dalej zrobić? Czy on nie oglądał Bones? Nie wie, że dziecko zabija fabułę? Zawsze? Na śmierć?
To jest tak bardzo out of character, że nie mam słów.
Autor: Remigiusz Mróz
Tytuł: Kasacja
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Data wydania: 2015