Jestem żądna krwi, mordu i ekscesów. Jako matka karmiąca mogę się co najwyżej do biedry wybrać, więc czytam, a czytając wybieram się w dalekie krainy. Lub do Opola.

Czytanie Mroza jest jak sięganie po harlekina, tylko półkę wyżej. Przeczytałam siedem powieści, a jakbym zajrzała mu do tej szuflady z czterdziestoma rękopisami i przeczytała je wszystkie. Jest akcja, mnóstwo zwrotów akcji, z których większość da się przewidzieć i trochę się czuję oszukana, jakbym obejrzała odcinek procedurala.
Gerard Edling jest skompromitowanym prokuratorem, zwolnionym dyscyplinarnie w związku z tajemniczą sprawą, o której półsłówkami autor wspomina co kilka stron, nazywając to „sprawą z dziewczyną”. Edling uważa się za eleganckiego, kulturalnego – jednocześnie autor przeczy temu, opisując bohatera:
Gerard Edling odstawił kieliszek czerwonego wina na stolik przy
fotelu, zadowolony, że zdążył zrobić tylko łyk. (…) Poprawiwszy poły jasnej marynarki, odchrząknął i spojrzał na telefon. (…) Nosił beżową marynarkę, kamizelkę i spodnie, do tego białą koszulę i czarny krawat. Zestaw nigdy się nie zmieniał
No nie, jasny garnitur i czarny krawat? Czy nikt mu nie powiedział, że czarny krawat nosi się na pogrzebach? JASNY GARNITUR JESIENIĄ??? Mróz, ty trollu!
Poza tym jest bezrobotnym społecznikiem, który pragnie nawrócić ludzkość na jedyną słuszną drogę savoir-vivre’u. Tylko żaden naprawdę kulturalny człowiek nie poprawia innych ludzi. Ok, nauczenie się tego zajęło mi trochę i spowodowało nadciśnienie, ale jedną z najważniejszych osób w moim życiu szanuję właśnie za to, że gdy pisałam Mu uparcie maile zaczynające się od „witam”, on uparcie swoje zaczynał od „szanowna pani”, aż zrozumiałam.
Zamachowiec-terrorysta zajął przedszkole i nie wysunął żadnych żądań. Co można osiągnąć, biorąc przedszkolaki za zakładników? Akcję transmitował w internecie jako eksperyment społeczny, angażując w swoje działania internautów. Możecie się tylko domyślać, co się dzieje, gdy ludzie dostaną swoje igrzyska w darknecie, a media zwęszą zwiększoną oglądalność. Oczywiście bezrobotny prokurator, specjalista od kinezyki (czyli mentalista i Cal Lightman w jednym) uważa, że jest niezbędny w śledztwie.
Powieść jest bardzo brutalna a opisy naturalistyczne. Epatuje przemocą nie tylko wobec dzieci, choć ta robi największe wrażenie. Być może w dzisiejszych czasach, kiedy oglądamy Bones do obiadu, hiperbolizacja jest jedyną metodą zmuszenia czytelnika do myślenia i odczuwania. Ale z drugiej strony, czy wchodzenie na kolejny poziom przemocy jest rozwiązaniem? Co będzie dalej?
Mróz od pierwszego zdania pokazuje, że język, semantyka i słowniki są dla niego ważne. I jestem prawie pewna, że naoglądał się pewnej perwersyjnej vlogerki, prawiącej o języku. I tak bohater poucza syna, iżby nie mówił „w każdym bądź razie” tylko „w każdym razie” lub „bądź co bądź”, bo to błąd. A potem narrator mówi, że więźniowie
nie mieli zamiaru targnąć się na jego życie.
Po co to „się”? To ta sama kategoria, co „pytać się”. Nie „się”, tylko siebie – jeśli już (pozycja mocna w zdaniu). Albo to:
Sięgnął na samo dno ludzkiej duszy i wyłowił z niego to, co chciał.
A gdyby zrezygnował z dwóch nadmiarowych zaimków – byłoby poprawnie i brzmiało znacznie lepiej. Błędów było naprawdę dużo, zapewne wszystkich też nie wynotowałam, ponieważ książkę czytał mi Jacek Rozenek, a inaczej się błędy słyszy, a inaczej widzi.
Sympatyczne czytadło z aspiracjami intelektualnymi. Zniechęca mnie język autora, który brzmi jak kiepskie tłumaczenie z angielskiego i przewidywalność powieści na poziomie baśni – jeśli jakiś bohater jest brzydki, to jest antagonistą. Wobec tego wiedziałam, kto zabił, a kolejne piętnaście godzin poznawałam pokręcone intencje obu stron. Dodatkowo jest to kolejna powieść Mroza, której bohatera nie lubię, bo uważam, że jest bucem.
Jednak nie zamierzam zarzucać czytania twórczości tego autora – dają mi taką rozrywkę, jakiej się spodziewam. Klisze.
Autor: Remigiusz Mróz
Tytuł: Behawiorysta
Wydawnictwo:
Data wydania: