Gdy Zwierz poleciła Discovery of Witches, nie ukrywała, że głównie ze względów estetycznych (w serialu gra piękny Matthew Goode) a względami estetycznymi nie należy przedwcześnie gardzić. Pełna zapału zaczęłam oglądać serial, ale entuzjazm szybko mnie opuścił i nawet wdzięk głównego bohatera nie utrzymał mojej uwagi przy produkcji, która okazała się później prezentem dla zagorzałych fanów Zmierzchu.Gnana ciekawością postanowiłam sprawdzić, czy literacki pierwowzór zawiera taką samą solidną dawkę paranormal romance.

Czarownica, pierwszy tom sagi Debory Harkness Księga wszystkich dusz, jest jednocześni tym samym i innym utworem. Oczywiście jest on – mroczny i przedwieczny wampir, który pragnie pewnego manuskryptu. I jest ona – młoda czarownica, która zaprzecza swemu wrodzonemu dziedzictwu i niczego bardziej nie pragnie, jak tylko prowadzić ułożone życie post-doca. Jednak podczas studiów nad historią alchemii trafia na rękopis, który był uznany za zaginiony, a jej życie zmienia się nieodwracalnie. Zwraca to uwagę wszystkich studentów i pracowników naukowych oraz istot nadprzyrodzonych – demonów, wampirów i czarownic. Diana staje się szczególnym obiektem zazdrości tych wszystkich, którzy dostali rewers zwrotny z informacją – egzemplarz zaginiony. Ale jedyne, co zakłóca sen niczego nieświadomej Diany, to myśl o nadciągającej konferencji naukowej i brak pomysłu na błyskotliwe wystąpienie.
Dopóki powieść toczyła się jako satyra na środowisko akademickie i opowieści o wampirach i dziewicach – czytało się tak jak złoto i diamenty. Ale co dobre musi się skończyć i po pod koniec ona wącha jego, on ją i od tej pory powieść z potencjałem przeistacza się magicznie w klasyczny paranormal z lekkim zabarwieniem Zmierzchem i jego bękartami. Żeby nie być gołosłowną:
Wszyscy czytelnicy kieszonkowych bestsellerów lub choćby miłośnicy telewizji wiedzą, że wampiry to istoty zapierające dech w piersiach, ale spotkanie z nimi jest zawsze zaskakujące. Ich kostna struktura jest tak doskonała, że zdają się dziełem doświadczonego rzeźbiarza. A gdy zaczną się poruszać lub mówić, wasz umysł nie jest w stanie pojąć tego, co widzi. Każdy gest jest uosobieniem wdzięku, każde słowo muzyką. Ich wzrok przykuwa, i właśnie w ten sposób chwytają swoje ofiary. Jedno powłóczyste spojrzenie, kilka spokojnych słów, dotknięcie dłoni…
Matthew jest oczywiście wegetarianinem, je orzechy i jagody, sporadycznie posilający się carpaccio lub jelonkiem z podnóża gór. Nie przeszkadza mu jednak futrować ukochanej angielskimi śniadaniami, ponieważ zapach jedzenia przyprawia go o mdłości i pozwala nie myśleć o jej zapachu (sic!). Może problem sam by się rozwiązał, gdyby nie zabierał jej prosto z kajaka po treningu na Tamizie. A co mówi zakochany wampir do swej oblubienicy?
– Diano Bishop, jestem zszokowany faktem, że masz tak ograniczone horyzonty – orzekł z poważną miną. – Istoty, które sporządziły manuskrypt, mogły nie wiedzieć o DNA, ale jaki masz dowód na to, że nie zadawały tych samych pytań o istotę stworzenia, jakie zadają dzisiejsi naukowcy?
Ponadto nie przeszkadza mu to wciąż od nowa udowadniać swojej wyższości nad czarownicą, a jej zakochiwać się w bucu coraz bardziej – przecież drań kocha najmocniej.
Kiedy patrzę z perspektywy na ten pierwszy tom, żałuję, że nie jest krótszy o te ostatnie 20 procent, które zniszczyły mi całkiem nieźle zapowiadającą się historię o poszukiwaniu początków stworzenia. Może pójście w stronę thrillera w typie Dana Browna mogłoby uratować tę historię.
Niedługo będzie wznowienie i zastanawia mnie stan literatury, skoro niezbyt lotne powieścidełka są wpychane ponownie na rynek, na którym już jest sporo niespecjalnie udanych historii on-ona, wampir-czarownica-demon-wilkołak, prostych jak kij od miotły. Szkoda, że humoru i dystansu wystarczyło na nieco ponad połowę tomu, bo powaga niszczy temat i zniechęca do sięgnięcia po kolejne tomy.
Autor: Deborah Harkness
Tytuł: Czarownica
Wydawnictwo: Amber
Data: 2011