Musiałam przeczytać książkę Nosowskiej, szczególnie po tych zeszłorocznych zachwytach i kontrowersjach, które wzbudziła. No i kto nie słuchał Nosowskiej w latach 90.? Ja słuchałam, zachwycałam się i chciałam się znowu pozachwycać.

Najpierw był wielki hype, bo Nosowska pojawiła się na instagramowym stories z dziwacznym, karykaturalnym filtrem i robi
ła nagrania na różne tematy, zaczynając od hasła: „A ja żem jej powiedziała, Kaśka…” i taki tytuł dostał zbór felietonów, wydanych przez wydawnictwo Wielka Litera.
W książce są historie śmieszne i poważne o szerokiej tematyce – a to o przeszłości, a to o partnerstwie, a to social mediach – same istotne społecznie problemy podane w zwartej formie felietonu. I tu się zaczynają schody – widzę w tych tekstach ogromny potencjał do rozpisania się – nawet w „Wysokich Obcasach” artykuły są dłuższe, a już zbiór książkowy daje ogromne możliwości. Większość zostawiła mnie z poczuciem niedosytu.
Książkę reklamuje blurb, w którym można przeczytać:
Śmieszna gęba, która mówi mądrze o życiu. Prosto, zwięźle, szczerze i bez owijania w bawełnę. Ze zrozumieniem, bez pouczania (…)
– z tym się nie mogę zgodzić, pouczania jest tu mnóstwo, ale jak mogłoby być inaczej, skoro autorka pisze skromnie:
To są himalaje dojrzałości. Droga jest ciężka, oddycha się z trudem, ale wetknę moje chorągiewki w czubek każdego z ośmiotysięczników (s. 129).
Bo gdy kończą się śmieszne tematy, zaczyna się krytykowanie – znajomych, nieznajomych, ludzi którzy nie żyją według złotej recepty na życie Katarzyny Nosowskiej. I tak możemy przeczytać o koleżance, która nie spodziewała się rozwodu (a powinna!), o koledze z zespołu, który zdradzał żonę z fankami (naiwne fanki, co rozkładały nogi, szukając szczęścia. Nie, krytyce nie jest poddany facet, co to bzykał wszystko, co chętne, tylko właśnie kobiety!), o chorobie alkoholowej partnera (mam nadzieję, że wiedział o tym wylewie szczerości przed publikacją), o współuzależnieniu (choć sama Nosowska pisze, że nie uczestniczyła w psychoterapii, wyłazi to z niej każdym porem).
Do jasnych punktów zbioru zaliczam początkowe felietony z życia wzięte i faktycznie pełne humoru, nie tylko żółci, udającej sarkazm. A więc wyobrażenie Nosowkiej w stroju orzeszka będzie mi towarzyszyło podczas słuchania piosnek Hey, ponadto wreszcie ktoś napisał szczerze i głośno, że czarny nie wyszczupla. No nie, czas się dojrzale z tym pogodzić i z godnością nosić swoje ulubione czarne przyodziewki. To były te fragmenty pisane w narracji pierwszo- lub trzecioosobowej, jednak w pewnym momencie następuje wolta na drugoosobową.
Możesz zagrać kiepsko w naprawdę dennym filmie i mieć znakomite samopoczucie. Jak w telewizji pokazali krem, który zmniejsza obwód ciała podczas snu o pięć centymetrów – następnego dnia był na mojej półce (s. 153).
TAK! Te dwa zdania swoją obok siebie, do tej pory nie wiem, jak się łączą…
Nie mogę nie wspomnieć o tym, jak ślicznie wydana jest ta książka – kolorowa, ilustrowana, bezbłędna, nienaganna. Wydaje mi się jednak, że autorka miała pomysł na połowę, a resztę dopisała na siłę, na kolanie, za szybko. I o ile zgadzam się generalnie z większością point (które są dla mnie w gruncie rzeczy oczywiste), o tyle z wykonaniem absolutnie nie.
Najlepszym podsumowaniem niech będzie cytat z A ja żem jej powiedziała…
To, że na liście lektur zwolniły się miejsca, a ty umiesz składać prześcieradło z gumką i wiesz, jak utrzymać wagę z ciąży, nie oznacza, że musisz wydawać książkę (s. 183).
autor: Katarzyna Nosowska
tytuł: A ja żem jej powiedziała…
wydawnictwo: Wielka Litera
data wydania: 2018