Do obejrzenia Więźnia labiryntu zachęciły mnie kinowe zajawki. W końcu nie może być złe coś, co jest nastoletnim post-apo, w dodatku z gościem grającym w Teen Wolfie i drugim w Gry o tron.

Wypadłam trochę z czytania każdej młodzieżówki, która się pojawi, więc kilka filmów zaskoczyło, że są na podstawie bestsellerów. Nie wiem, ile trzeba mieć sprzedanych egzemplarzy, ale chyba niezbyt wiele, skoro czytelnictwo nie przestawia się najlepiej, a każda książka jest bestsellerem. Mniejsza o to. Film zrealizowano na podstawie powieści Jamesa Dashnera pod tym samym tytułem. Historia zaczyna się tym, że chłopak, który nie pamięta swojego imienia, wyjeżdża klatką z zaopatrzeniem z podziemi na powierzchnię. Cierpi na amnezję, lecz na powierzchni czekają na niego inni młodzieńcy.
Wszyscy mieszkają w centrum wielkiego labiryntu, który co noc zmienia swoją strukturę. Nie ma z niego ucieczki, choć tzw. biegacze codziennie przemierzają cal po calu, by znaleźć wyjście. Bezskutecznie.
Raz w miesiącu skrzynka wyjeżdża spod ziemi, przywożąc zaopatrzenie i kolejnego nastolatka. Wielu z nich ginie niedługo po przybyciu, więc czekają na dostawy.
Thomas (Dylan O’Brien) przeżywa ciężkie chwile po wyjściu z klatki. Nie dość, że niczego nie pamięta, to jeszcze od razu wdaje się w konflikt z Gallym (Will Poulter), biegaczem. Ponadto jest przekonany, że musi istnieć jakieś wyjście z labiryntu. Gwoździem do trumny dzielnych młodzieńców jest to, że w klatce wyjeżdża… dziewczyna.

W zasadzie nie mam zastrzeżeń do realizacji, gry aktorskiej czy fabuły. Jedyne, co mnie głęboko zastanawia, to kto i dlaczego na spalonej planecie wybudował oazę i trzymał chłopców przez kilka lat. Ale skoro to trylogia, to dowiemy się zapewne za sześć lat.
Tytuł: Więzień labiryntu
Reżysera: Wes Ball
W rolach głównych: Dylan O’Brien, Aml Ameen, Ki Hong Lee i in.
Rok produkcji: 2014