Jeszcze rok temu wiele obcych osób pytało mnie, widząc mnie z czytnikiem w komunikacji miejskiej, czy nie brakuje mi zapachu książek.
Nie wiem, jak odpowiadać na takie pytania, moim zdaniem książki są do czytania, a wąchanie ich jest dość obrzydliwe. Zapewne ma to swoją genezę w mojej pracy bibliotekarza. Wówczas zorientowałam się, że aromat bibliotecznych zbiorów jest wypadkową stęchlizny, papierosowego dymu, moczu, szczurzych bobków i kurzu.
Zaraz się odezwą wielbiciele wąchania nowych książek. Powiem tyle: jeśli kupiliście je w sieciówce, to możecie sobie tylko wyobrazić, ile osób je wcześniej zmacało. Nie są tak nowe, jak byście chcieli, wsadzając nos między kartki.
Ostatnio tak się złożyło, że nie mam komfortu czytania w domu, pod kocykiem i z kubkiem herbaty. Czytam w autobusie, metrze, często na stojąco. W takich przypadkach czytnik jest nieoceniony. Lekki, niewielki i łatwy w obsłudze (strony można przerzucać jedną ręką, a wielkość czcionki zmieniać wedle uznania i możliwości) nie potrzebuje do obsługi akurat tej ręki, którą trzymam się poręczy, by przełożyć kartkę. Ponadto nie raz podczas studiów próbowałam sobie czytać mądre rzeczy w porannym autobusie. O jak bardzo to nie wychodziło. Przede wszystkim dlatego, że mądre książki mają to do siebie, że są ciężkie. Po wtóre – poranne autobusy są zapchane do niemożliwości. Otworzenie książki w takiej sytuacji wymaga porządnej ekwilibrystyki, żonglowania z ręki do ręki, czytania książki tylko częściowo otwartej i najczęściej w mrokach kłębiącej się ciżby. No i od czasu do czasu pobolewa mnie kręgosłup. Staram się ograniczać przewożony towar (i tak wszyscy wiedzą, że w damskiej torebce są RZECZY, a RZECZY ważą), więc targanie Hobbita, Diuny czy nawet Jo Nesbø dla mnie jest wykluczone.
Zdarza się też, że czytamy z mężem na zmianę z tego samego czytnika. Nie lubię się dzielić moim wychuchanym dzieckiem, no ale… wtedy każde z nas ma swoją książkę i może do niej wrócić, nie zgubią się zakładki, nic się nie pomiesza.
Nie jest to żadna reklama czytników. Czytam przecież też normalne wydruki w okładkach, nie wyrzekam się papieru dla technologii. Niemniej, komu przyszło do głowy pytać o wąchanie książek w autobusie. Ludzie ci muszą być szaleni lub cierpieć na anosmię!
Nie jest to żadna reklama czytników. Czytam przecież też normalne wydruki w okładkach, nie wyrzekam się papieru dla technologii. Niemniej, komu przyszło do głowy pytać o wąchanie książek w autobusie. Ludzie ci muszą być szaleni lub cierpieć na anosmię!
Samo sedno i esencja problemu! 🙂
PolubieniePolubienie